W szkołach prowadzonych przez 98 proc. samorządów są szafki, w których uczniowie zostawiają po lekcjach książki – przekonywała w Chełmie minister edukacji narodowej. – Gdyby nawet była to prawda, to dzieci i tak muszą dźwigać ciężkie tornistry, żeby móc przygotować się do lekcji – odpowiadają rodzice
Według zaleceń Głównego Inspektoratu Sanitarnego waga szkolnego plecaka nie powinna przekraczać 10–15 proc. masy ciała dziecka. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Pod koniec ubiegłego roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, z którego wynika, że waga blisko połowy tornistrów przekraczała zalecany ciężar, czyli 10 proc. masy ciała ucznia. W skrajnych przypadkach przekraczała 15 proc. Rekordzista przyniósł do szkoły plecak ważący blisko połowę jego masy ciała.
Fundacja Sensoria organizująca projekt Lekki Tornister zauważa, że na podwyższony ciężar tornistrów wpływ mają nie tylko podręczniki i zeszyty, ale w wielu przypadkach również rzeczy zbędne, które dzieci zabierają do szkoły: dodatkowe piórniki, szklane butelki, ciężkie termosy i… zabawki. U rekordzisty aż 77 proc. zawartości plecaka stanowiły przedmioty niepotrzebne podczas lekcji. Często zbyt dużo ważą same tornistry – niektóre, zwłaszcza te z kółkami umożliwiającymi ich ciągnięcie, ważą nawet 2 kg.
– Każdego dnia kontroluję plecak syna wyjmując z niego niepotrzebne przedmioty. Mimo to tornister jest nieprawdopodobnie ciężki. Najgorzej jest w poniedziałek, kiedy syn ma sześć lekcji, a tylko do języka polskiego nosi trzy książki. Do tego historia, przyroda, książka i ćwiczenia do matematyki i języka angielskiego. Plus zeszyty, piórnik, kredki i blok na plastykę. A także kanapki i półlitrowa butelka wody. Całość to blisko 5 kilogramów – denerwuje się mama piątoklasisty ze szkoły na lubelskim Czechowie. – Syn nie może zostawiać podręczników w szkole. Półki mają u nas tylko uczniowie klas I–III.
Że uczniowskie tornistry są lekkie przekonywała w ubiegłym tygodniu w Chełmie minister edukacji Anna Zalewska.
– Uczeń nie ma prawa mieć ciężkiego tornistra – podkreślała i przekonywała, że szafki w szkołach ma już 98 proc. samorządów. – Jeśli nie, to szkoła ma obowiązek tak zorganizować zadania domowe, by uczeń nie musiał nosić ciężkiego tornistra.
– Część szkół kupuje uczniom szafki, cześć organizuje miejsce, w którym mogą zostawić przybory czy podręczniki – dodaje Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN. – Z badań Głównego Inspektora Sanitarnego wynika, że znacząca większość badanych przez niego szkół wywiązuje się z obowiązku, który jest na nie nałożony w tym zakresie.
Informacje przedstawiane przez resort edukacji zdenerwowały rodziców. – Zaklinanie rzeczywistości nic nie da. W większości szkól nie ma szafek – irytuje się Marta Wiśniewska, matka czwartoklasisty z Lublina. – Dzieci wszystkich moich znajomych codziennie noszą książki do szkoły, bo nie mają ich gdzie zostawiać.
– U nas szafki są, ale córka i tak przynosi podręczniki do domu, bo przecież musi się z nich uczyć. Być może pani minister nie wie, że uczeń na każdej lekcji może być odpytany z trzech tematów. Na podstawie notatek w zeszycie nie można się do tego przygotować – irytuje się inny rodzic. – Do tego klasówki, sprawdziany. Prawda jest taka, że szkoła to jedno wielkie dźwiganie.