29-letni Robert K. z Włodawy jest chory psychicznie. Od kilku miesięcy błąka się po mieście, pijany zaczepia ludzi, żebrze o pieniądze, śpi na klatkach schodowych. Po kilku próbach samobójczych rodzina chce go umieścić w zakładzie psychiatrycznym. Ma skierowanie. Ale instytucje, które zgodnie z prawem mogłyby w tym pomóc, po kolei umywają ręce.
– Próbowaliśmy sami go zawieźć, ale jest zbyt agresywny – płacze pani Halina, matka Roberta. – Wyskakuje z auta, kopie. Kurator odsyła mnie do policji, policja do pogotowia i tak w kółko.
Robert w 2003 roku za kradzieże trafił do więzienia. Spędził w nim półtora roku. W lutym wyszedł na warunkowe zwolnienie. Wtedy też trafił do zakładu psychiatrycznego w Chełmie. Ale już dzień później – jak twierdzi matka – wypisał się z niego na własne żądanie.
Matka jest przerażona. Twierdzi, że syn jest coraz bardziej niebezpieczny. – Kilka dni temu biegał po domu z nożem w ręku – mówi. – Przedwczoraj próbował podpalić drzwi wejściowe. Innym razem podziurawił kabel gazowy. W końcu zrobi coś sobie albo komuś. Kto wtedy weźmie za to odpowiedzialność?
– On nie chce współpracować – przyznaje bezradnie Magdalena Winiarczyk, kurator sądowy. – Nie stawia się na wezwania. Do tej pory nie podjął leczenia psychiatrycznego, mimo że właśnie to było warunkiem jego zwolnienia z więzienia.
– Jedyne, co teraz może zrobić kurator, to wystąpić z wnioskiem o odwieszenie warunkowego przedterminowego zwolnienia – tłumaczy Dorota Wierzejska, prezes Sądu Rejonowego we Włodawie. Kiedy taki wniosek zostanie przygotowany? – Właśnie jest formułowany – zapewnia prezes.
Matka bezradnie rozkłada ręce. – Do odsiadki zostało mu zaledwie 18 dni – mówi. – A co potem? On jest młody, a ja coraz starsza. Nie mam siły z nim wojować. Więzienie tu nie pomoże. On musi trafić na prawdziwe leczenie.
Zdaniem policji transport chorego psychicznie to zadanie dla pogotowia. – My możemy tylko pomóc założyć kaftan bezpieczeństwa – twierdzi Zbigniew Winiarczyk, dzielnicowy z Włodawy.
W pogotowiu twierdzą, że ich zadanie to dowiezienie pacjenta na izbę przyjęć szpitala. O ewentualnym transporcie do zakładu psychiatrycznego powinien zdecydować lekarz dyżurny. – Nigdy nikt nie podjął takiej decyzji – mówi pani Halina. – Ostatnio syn trafił na szpitalny oddział ratunkowy z poparzeniami. Po raz kolejny sam się okaleczył. Opatrzyli rany i puścili go do domu, mimo że mają jego skierowanie na leczenie psychiatryczne.
Kierownik włodawskiego SOR rozmawiać z Dziennikiem nie chciał. Odesłano nas do rzecznika prasowego. Problem w tym, że szpital takiego nie ma. •