Psy wałęsające się po ulicach miasta atakują już nie tylko małe zwierzęta ale i ludzi. Straż Miejska twierdzi, że jedynym rozwiązaniem jest ich skuteczne odławianie. Ci, którzy powinni się odławianiem zajmować mówią, że robią co w ich mocy. Tymczasem problem ciągle istnieje.
– Nie oszukujmy się, tylko znikoma liczba psów, które odławiamy, to zwierzęta bezpańskie – mówi Mirosław Blacha, administrator schroniska dla zwierząt w Chełmie. – Większość ma swoich właścicieli. Poznajemy to po wyglądzie i zachowaniu psa. No i po tym, że czasami jednak, ktoś się po nie do schroniska zgłasza.
Od marca tego roku, kiedy firma Blachy BLA-MIR wygrała przetarg na odławianie psów, w mieście wyłapano około 140 czworonogów. Wydawałoby się, że w porównaniu z problemem bezpańskich zwierząt, to nie jest duża liczba. Takiego samego zdania jest Marek Kołtun, komendant Straży Miejskiej w Chełmie.
– Skuteczne odławiania to jedyne rozwiązanie jakie przychodzi mi do głowy. Oczywiście można karać właścicieli i Straż Miejska to robi. Karzemy i pouczamy. Niestety, psów jest coraz więcej niż funkcjonariuszy i nie zawsze można dotrzeć do ich właścicieli – mówi Kołtun.
Nie ulega wątpliwości, że to nie zwierzęta, ale ich nieodpowiedzialni właściciele są źródłem problemu. Ale co zrobić, kiedy apele skierowane do tych ostatnich w ogóle nie skutkują? Jak rozwiązać sytuację, żeby mieszkańcy miasta nie musieli obawiać się o swoje bezpieczeństwo? Zapytany o to Krzysztof Grabczuk, prezydent miasta, obiecał, że poleci Straży Miejskiej, aby surowo karała właścicieli za wypuszczanie psa bez smyczy i kagańca. Jak poinformował nas Tomasz Żmudzki, asystent prezydenta, to polecenie zostało jeszcze wczoraj przekazane miejskim strażnikom.