O tym, że w ruinie jednego z budynków po chełmskiej lokomotywowni koczuje kilkoro ludzi, wiedziano od dawna. Przypomniano sobie o nich dopiero, gdy ścisnął mróz. Kiedy jeden z naszych Czytelników zwrócił nam na koczowników uwagę, wybraliśmy się tam wraz z miejskimi strażnikami. Prawdopodobnie uratowało to życie jednego z bezdomnych.
Wczoraj strażnicy miejscy w końcu zastali w lokomotywowni 51-letniego Ryszarda Ł. I jego towarzyszkę "Niusię”. Mężczyna leżał rozebrany od pasa w dół pod warstwami starych łachmanów. Twierdził, że chyba chwycił go paraliż, bo nie może chodzić. Kobieta, opatulona w skórzaną kurtkę, i stare futro była w znacznie lepszej kondycji. Podobnie jak harcujące po pomieszczeniu stado kotów. - To twarda sztuka - zauważył jeden ze strażników. - Przy niej zmarło już kilku chłopów.
Strażnicy przyjechali do lokomotywowni po to, by zabrać stamtąd bezdomnych do schroniska, bez większej nadziei, że ci się
na to zgodzą. I rzeczywiście "Niusia” była temu przeciwna. - A co będzie z kotami ? - frasowała się. Tymczasem Ryszard Ł. bez sprzeciwu przystał na przeprowadzkę, ale nie
do schroniska, lecz szpitala. Twierdził, że i tak nie byłby w stanie wstać z barłogu o własnych siłach. Strażnicy wezwali ekipę pogotowia ratunkowego z noszami. - Ten człowiek nie przetrwałby najbliższej nocy - zawyrokował jeden z sanitariuszy. - Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że właśnie ratujemy
mu życie.
"Niusia” bez entuzjazmu pomaszerowała z radiowozu do "Monaru-
Markotu”. Zapowiedziała strażnikom, że nie zamierza tu pozostać. Jak ostatni raz tu była, to kazali jej sprzątać i zmywać. Na siłę jej nie utrzymają
- "Niusia”, przecież jak wrócisz do lokomotywowni, to zamarzniesz - przestrzegł ją strażnik.
- A ja w nocy okręciłam się futrem i było mi ciepło - odpaliła.
Po bezdomnych w lokomotywowni pozostało stado kotów i pozbawione okien pomieszczenie zasłane wszelkiego rodzaju szmatami, resztkami jedzenia i butelkami. Jeśli się tego nie uprzątnie albo nie zburzy, to "Niusia” z Ryszardem Ł. prędzej czy później tam wróci. A jeśli nie oni, to inni bezdomni.