Dariusz Taźbirek od kilku lat niedomagał. W końcu w październiku 2010 r. neurolog stwierdził, że ma guza mózgu. Potwierdziły to badania tomograficzne czaszki. W tym stanie kwalifikuje się na rentę. Problem w tym, że w przychodni, w której się leczył zaginęła jego karta wraz z całą dokumentacją.
– Od grudnia 2010 r. mąż odwiedzał przychodnię po dwa razy w miesiącu – mówi Agnieszka Taźbirek, żona Dariusza. – Wiązało się to z kolejnymi zasłabnięciami i utratami przytomności. Zgodnie z zaleceniem neurologa wszystkie te przypadku odnotowywałam i opisywałam. Moje notatki lekarz dołączał do dokumentacji. Okazało się, że przepadły wraz z całą pozostałą dokumentacją.
W przychodni rejestratorki założyły Taźbirkowi nową kartę. Obiecały także, że będą szukały zaginionej dokumentacji do skutku.
– Przecież te dokumenty mają podstawowe znaczenie dla członków komisji, od których zależy przyznanie mężowi zasiłku pielęgnacyjnego i renty – żali się pani Agnieszka. – Tymczasem od Danuty Zabornej, kierowniczki przychodni usłyszałam, że przecież nic się nie stało i nie ma potrzeby szukać problemu tam, gdzie go nie ma.
W rozmowie telefonicznej Zaborna potwierdziła swoje stanowisko w tej sprawie.
– Jest pacjent i jest lekarz prowadzący, który przecież wyda zaświadczenie o stanie zdrowia pacjenta – mówi kierownik przychodni. – Zebrana dokumentacja też ma swoje znaczenie. Trudno mi powiedzieć, co się stało z wcześniejszymi dokumentami. Zapewniam, że podwładne wciąż ich szukają.
Agnieszka Taźbirek pamięta, że kiedy z mężem dowiedzieli się w rejestracji, że dokumentacja zaginęła, w podobnej sytuacji była także starsza kobieta, cierpiąca na padaczkę. Ponoć jej również rejestratorki musiały wystawić nową kartę. Kierownik Zaborna zapytana, czy w jej przychodni podobnych przypadków było więcej, nie zaprzeczyła, ani też tego nie potwierdziła.
Wczoraj rano Piotr Patej, dyrektor krasnostawskiego szpitala, któremu podlega także publiczna przychodnia poinformował, że karta z dokumentacją wreszcie została odnaleziona. Rejestratorki wydobyły ją… spomiędzy szaf.
– Pracownice rejestracji dopuściły się, mówiąc delikatnie niedbalstwa – mówi dyrektor. – Z pracy ich za to nie zwolnię, ale przeprowadziłem z nimi poważna rozmowę. W końcu karta pacjenta to najistotniejszy dokument w procesie udzielania świadczeń zdrowotnych.
O tym, że karta pana Taźbirka w końcu została odnaleziona on sam dowiedział się wczoraj nie od tych, którzy zawinili, lecz od dziennikarza.