Z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Chełmie wyprowadzono około 210 tys. zł. Prokuratura bada, czy ze sprawą może mieć związek urzędniczka, która targnęła się na życie
– Sprawa dotyczy przywłaszczenia mienia znacznej wartości na szkodę MOPR – mówi Bogusław Lechocki z chełmskiego Zamiejscowego Ośrodka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Doszło do tego w latach 2011-18 r. Przestępstwo to zagrożone jest karą do 10 lat pozbawienia wolności.
Lechocki podkreśla, że na obecnym etapie śledztwo prowadzone jest w sprawie. Nie można jeszcze określić osoby, lub osób mających związek z tym przestępstwem. Tymczasem nieprawidłowości w finansach MOPR wyszły na jaw, kiedy korzystającą z urlopu pracownicę na co dzień zajmującą się wypłacaniem świadczeń zastąpiła koleżanka.
Kiedy dopatrzyła się niedoboru pieniędzy, zadzwoniła do kobiety, która mogła być za to odpowiedzialna. Tamta zapewniła ją, że kiedy wróci z urlopu, to wszystko ureguluje. Niedługo po tym rzuciła się pod pociąg.
Zawiadomienie o tym, że z MOPR zostały wyprowadzone pieniądze, złożył Waldemar Kozioł, dyrektor ośrodka. W samej sprawie kilkuletniego wyprowadzania pieniędzy z ośrodka nie chciał się wypowiadać. – To, co się stało, to dla nas ogromne nieszczęście – mówi Kozioł. – Odeszła nasza koleżanka. Nic nie może być dostatecznym powodem, aby odbierać sobie życie. Trudno nam się po tym otrząsnąć.
Dlaczego przez siedem lat kolejne kontrole nie wykazały, że z MOPR wypływają pieniądze? Być może wyjaśni to i śledztwo, i kontrola, którą po ostatnich wydarzeniach w MOPR zarządziły władze Chełma.