Bernarda Przesmycka do szpitala poszła na nogach, wyjechała z niego na wózku inwalidzkim. Od sześciu lat nie może doczekać się sprawiedliwości. Postanowiła szukać jej w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.
- Niczego nie wyjaśniając i nie pytając o zgodę Wojciech W. szarpał mnie za bark, potem rysował kółeczka na plecach i ugniatał kręgosłup - wspomina B. Przesmycka. - Prosiłam, żeby przestał, czułam straszny ból. Po tym zabiegu zostałam kaleką. Do szpitala poszłam na nogach, wyjechałam z niego na wózku.
Bernarda Przesmycka napisała skargę do ZOZ. W. został zwolniony z pracy, a sprawę skierowano do sadu lekarskiego. Ten jednak postępowanie umorzył, chociaż dr Alina Świetlicka, zastępca Wojciecha W., zeznała w izbie lekarskiej, że badając pacjentkę następnego dnia po zabiegu stwierdziła u niej "niedowład połowiczny”.
Przesmycka skierowała sprawę do prokuratury. To też nic nie dało. Wystąpiła więc do sądu o odszkodowanie (zażądała 390 tys. zł) i wniosła sprawę karną z powództwa cywilnego.
- Sprawę o odszkodowanie zawieszono do czasu zakończenia sprawy karnej - mówi. - Sprawa karna została umorzona. Co prawda wznowiono sprawę o odszkodowanie, tyle tylko że nie wiadomo kiedy się skończy.
Przesmycka dawniej prowadziła dochodowy interes. W 1996 roku wzięła kredyt 60 tys. zł. Zabieg w szpitalu wytrącił ją z życia zawodowego.
- Mąż sam nie mógł sobie poradzić, splajtowaliśmy - mówi. - Trzeba było zaciągnąć nowy kredyt, żeby spłacić poprzedni. Do spłaty zostało około 45 tys. zł. Sprawy w sądzie i moje leczenie kosztowały blisko 100 tysięcy złotych. Bank zajął mi rentę w wysokości 528 złotych, z której żyła cała rodzina. Teraz mamy wyłącznie długi, a z opieki społecznej dostajemy 180 złotych miesięcznie.
Bank postanowił zlicytować dom, w którym mieszkają Przesmyccy.
- Byłam u prezesa banku, błagałam, żeby się wstrzymali do czasu zakończenia moich spraw w sądzie - mówi Przesmycka. - Potraktował mnie jak śmiecia, wyrzucił na ulicę, wezwał policję.
- Wezwałem policję, bo nie chciała wyjść z gabinetu i zakłócała spokój, ale nikt jej nie wyprowadzał siłą - oponuje Stanisław Woźniak, prezes Banku Spółdzielczego w Krasnymstawie. - Proponowaliśmy pani Przesmyckiej ugodę, żeby zapłaciła koszty i odsetki, a na nowo spiszemy umowę. Nie chciała o tym słyszeć. Ale nadal jestem otwarty na pertraktacje.
Przesmycka pisała do premiera, prezydenta. Znikąd nie otrzymała pomocy. Napisała więc do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Otrzymała odpowiedź, że skarga została przyjęta i trybunał ją rozpatrzy.
A Wojciech W. pracuje w lubelskim ZUS jako orzecznik. Decyduje, komu należy przyznać rentę inwalidzką.