Ostra zima selekcjonuje zwierzynę. Osłabłe na mrozie sarny czy jelenie padają łupem wilków. Z kolei zające, bażanty czy kuropatwy są dziesiątkowane przez lisy.
Dopóki zima nie popuści, myśliwi z Chełmskiego Okręgu Polskiego Związku Łowieckiego ograniczyli polowania. Litości nie mają jedynie dla pustoszących łowiska lisów oraz wałęsających się psów.
- Im zimniej, tym zwierzyna potrzebuje więcej pokarmu - mówi Zbigniew Guziejko, łowczy okręgowy. - Chociaż jestem przekonany, że koła na bieżąco zaopatrują paśniki, karmiska czy posypy, to obowiązkiem władz okręgu jest
to sprawdzić. Jak dotąd nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń.
Jeszcze przed zimą koła łowieckie zgromadziły w swoich magazynach mieszanki zbożowe, koniczynę, siano i sól do lizawek. W paśnikach wykładane są także całe snopki zboża lub świeżo ścięte gałęzie, które lubią zgryzać sarny czy jelenie. Specjalne znaczenie mają także buraki i ziemniaki, dzięki którym zwierzyna uzupełnia swoje zapotrzebowanie na wodę. Nic więc dziwnego, że sarny czy dziki tylko czekają, kiedy zaopatrujący paśniki myśliwi się oddalą. O tym, jak w obecnych warunkach potrzebne jest im wsparcie ze strony człowieka, może świadczyć chociażby to,
że niemal się go nie boją.
Zimową porą poza dokarmianiem zwierzyny zajęciem myśliwych jest zdejmowanie wnyków i wszelkiego rodzaju innych kłusowniczych pułapek.
O tej porze roku jest to po prostu ułatwione. Na śniegu łatwiej jest też zauważyć ślady pozostawione przez kłusowników. Brnąc przez śnieg tym tropem zazwyczaj trafiają na zastawione sidła. Bywa też, że uwalniają schwytaną w nie zwierzynę.
- Zazwyczaj gospodarze kół łowieckich wiedzą, kto na ich terenie kłusuje - mówi Guziejko. - Problem w tym, że kłusownika z dziada pradziada bardzo trudno jest przyłapać na gorącym uczynku. A jeśli nawet nam się to udaje, to sądy najczęściej orzekają o niskiej szkodliwości popełnionego przez niego czynu. s