Trudno nie zainteresować się albumem norweskiej grupy, z którego w Norwegii wykrojono aż sześć singlowych piosenek, a większość z nich stała się przebojami.
Artyści norweskiej formacji Donkeyboy przyznają się do inspiracji twórczością ich rodaków z A-ha. Z kolei muzycy legendarnego brytyjskiego bandu rockowego The Who skomplementowali jedną z piosenek Donkeyboy. I gdzieś między stylistyką młodszych i starszych weteranów sytuuje się formuła muzyczna debiutantów.
W utworach nowego kwintetu z Norwegii jest trochę syntezatorowego grania a la A-ha i jest odrobina rockowej gitarowej zadziorności w stylu The Who. Wokalista Cato Sundberg ma równie dużą skalę jak Morten Harket i tak jak on najczęściej śpiewa wysokimi dźwiękami, od czasu do czasu urozmaicając piosenki frazą barytonową. Ale w barwie bardziej przypomina Jona Andersona.
Pewnie dałoby się wyszukać jeszcze wiele podobieństw między Donkeyboy i różnymi artystami, tak jak da się znaleźć zbieżności między masą innych muzyków. Jednak zarówno wymienione wcześniej stylistyczne punkty odniesienia jak i kolejne możliwe do określenia, nie są istotą muzyki zawartej na płycie "Caught in a Life”.
Jest to zestaw autorskich poprockowych numerów kapeli, które mają tyle świeżości, że przy swobodnym, niezorientowanym recenzencko, przesłuchaniu wcale nie przywodzą na myśl jakichś pierwowzorów. Odbiera się je jako powiew czegoś nowego, a przy tym niezwykle przyjemnego.
Longplay jest przede wszystkim paradą znakomitych, wpadających w ucho, melodii ubranych w gustowne aranżacje. Jest też popisem kompetentnego wykonawstwa i nowoczesnej produkcji. A zatem dobre pomysły zbiegają się tu z tak samo dobrą realizacją. W efekcie trudno poprzestać na jednym przesłuchaniu cedeka.