Wyszła właśnie nowa książka Eustachego Rylskiego. Zawiera dziewięć opowiadań (nowych: „Na werandzie, „Głodny wygląd) i starszych, sprzed wielu lat.
Rylski ma swoich bezwarunkowych admiratorów. Są też tacy, co nie przepadają za jego prozą. A jednak jego literacki język jest wciąż godny podziwu, wyjątkowo nośny, by nie powiedzieć, że układany jak muzyczna fraza, choć niektórzy zarzucają mu, że właśnie w tym jest manieryczny. Ale też to przysparza Rylskiemu wielbicieli, którzy go czytają bez względu na krytykę.
Autor we właściwy swojemu stylowi sposób prowadzi fabułę. Wątki pozornie nie mające z sobą wiele wspólnego, łączą się i za-skakują. Pierwsze - tytułowe - opowiadanie pokazuje bezbronność człowieka wobec tajemnicy śmierci, przemijania i nieuchronności losu. „Czy zaczęliśmy się na początku, obojętnieje wobec pytania, czy skończymy na końcu, śmierć ważniejsza jest od urodzin i choć w tym przygnębiającym równaniu powinniśmy znaleźć równość, to jej nie znajdziemy”.
„Szara lotka” zawiera opowiadania różne - znajdują się tu teksty Rylskiego, o których bywało już głośno, jak „Dziewczynka z hotelu Excelsior”, „Dworski zapach” czy „Wyspa” i te mniej znane. Autor chętnie zanurza się przeszłość - czasem dość odległą.
To książka, która na pewno warto polecić, a tym bardziej przeczytać. Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, bo Rylski porusza takie tematy jak śmierć, choroba, upadek, ale przecież to część lub koniec naszego życia.