Większość wolnych, niezagospodarowanych działek przemysłowych w mieście należy do Zakładów Azotowych oraz prywatnych właścicieli. Miasto, własnych, dużych działek już nie ma, a to utrudnia pozyskiwanie nowych firm. O pomysłach na poszerzenie miejskich granic okoliczne gminy nie chcą słyszeć.
Temat dywersyfikacji gospodarki miasta pojawił się podczas ostatniej sesji. O to, czy prezydent Paweł Maj podejmuje rozmowy z inwestorami zainteresowanymi otworzeniem w granicach Puław nowych zakładów pracy, nie związanych z branżą chemiczną, pytał radny Grzegorz Bińczak (PiS). Prezydent przyznał, że takie rozmowy prowadzi, ale najczęściej nie kończą się one sukcesem.
– Naszą największą bolączką jest brak terenów inwestycyjnych. Miasta na zachodzie Polski posiadają ogromne tereny, sprzedają działki o powierzchni nawet 40-80 hektarów. U nas takich terenów nie ma. Wszystkie większe grunty należą do Zakładów Azotowych lub znajdują się poza granicami miasta – mówił Paweł Maj. Jak dodał, problemem jest także niewielki rozmiar działek prywatnych, a także ich często skomplikowany stan prawny (np. wielu właścicieli mieszkających poza granicami kraju).
Co zatem robić? – Możemy współpracować z gminami ościennymi, które mają więcej działek inwestycyjnych, np. w ramach Miejskiego Obszaru Funkcjonalnego. Jeśli będą one pozyskiwały inwestorów, my również na tym zyskamy, bo to szansa na miejsca pracy także dla mieszkańców Puław – tłumaczy Robert Domański, szef Wydziału Rozwoju Miasta w puławskim magistracie.
Miasta mogą też starać się o poszerzenie swoich granic. Taką drogą poszedł m.in. Rzeszów, który od 2006 roku regularnie przyłącza do miasta kolejne sołectwa. Tylko w tym roku stolica Podkarpacia zyskała w ten sposób ponad 128 km kwadratowych. Żeby przekonać wsie do aneksji, rzeszowskie władze obiecują im szereg korzyści, jak remonty dróg, szkół, doposażenie remiz strażackich, czy więcej kursów komunikacji miejskiej. W zamian metropolia zyskuje tereny inwestycyjne oraz nowych podatników.
Bez takiego offsetu, Puławom borykającym się z własnymi kłopotami finansowymi najpewniej trudno byłoby przekonać do przejęcia np. mieszkańców Parchatki, Wólki Gołębskiej, czy Skowieszyna. Władze gminy Końskowola o takim pomysłach nie chcą słyszeć.
– Nie widzę żadnych potencjalnych korzyści takiego kroku, tak dla naszej gminy, jak i mieszkańców. Mam natomiast inną propozycję, bardzo chętnie przyłączymy Puławy do Końskowoli – mówi Mariusz Majkutewicz, zastępca wójta Końskowoli.
Poszerzaniem miejskich granic zainteresowane nie są także władze Puław. Mówią o innym sposobie na „wzmacnianie miasta”. Jak wyjaśnił na sesji Paweł Maj, ma się opierać na stwarzaniu „coraz lepszych warunków do życia”, czyli na dalszym rozwoju sieci dróg, oferty kulturalnej, sportowej, oświatowej itp. Takie działania mogłyby powstrzymywać odpływ mieszkańców, ale paradoksalnie, rosnąca atrakcyjność miasta, przy niedostatecznej ilości działek budowalnych, winduje ich ceny. Skutek tego jest taki, że miasto traci już nie tylko potencjalnych inwestorów, ale także mieszkańców, którzy chętniej budują się na wsi.