Marnym pocieszeniem dla nas, mieszkańców Lubelszczyzny, jest to, że zachodnia część Polski znajdzie się w jeszcze gorszej sytuacji. Elektrownie są bowiem usytuowane w większości na południu Polski, a o dostawach decyduje nie tylko wytwarzanie prądu w elektrowniach, również przesłanie go do odbiorcy.
Pozornie jest dobrze
26 czerwca było upalnie. Tego dnia pobór mocy w skali kraju wynosił 19 000 MW, a zdolności wytwórcze elektrowni 25 000 MW, była więc sześciotysięczna rezerwa. Wystarczy jednak, że zużycie spowodowane upałami (klimatyzacja) wzrośnie, a moce elektrowni zmaleją, by rezerwa drastycznie zmalała. A upały i susza mogą to spowodować, gdyż znaczna część bloków w elektrowniach jest chłodzona wodą i gdy tej brakuje lub jest zbyt ciepła, bloki trzeba wyłączać. 30 czerwca, stan wody w Wiśle wynosił 90 cm, zaledwie 30 cm powyżej absolutnego minimum.
To nie wszystko. W szczytowych momentach pobór mocy sięga 22 000 MW. Zdaniem Grzegorza Klaty, kierownika Centralnej Dyspozycji Mocy Lubzel Dystrybucja sp. z o.o., potrzeby rosną corocznie o ponad 5 proc., czyli około 1100 MW. Tymczasem obecnie w budowie, już mocno opóźnionej, są dwa bloki energetyczne o łącznej mocy 1300 MW. A gdy przyjdzie wyłączać z produkcji bloki z powodu ich technicznego zużycia?
Jak jest u nas?
Lubelszczyzna jest w stosunkowo dobrej sytuacji. Z dwóch powodów. Stan sieci przesyłowych jest nie najgorszy, od dłuższego czasu nie notowaliśmy awarii linii wysokiego napięcia. Ponadto jesteśmy województwem wiejskim. Na wsi zaś - jak wiadomo - klimatyzacji raczej się nie używa, w małych miastach również, co najwyżej są w nią wyposażone większe sklepy czy instytucje. W skali województwa upały grożą nam zwiększeniem poboru prądu o 5-7 proc., na co wspomniana wyżej rezerwa całkowicie wystarczy.
Groźna dla nas jest jednak susza,
gdyż wtedy ogólnokrajowa moc wytwórcza elektrowni zacznie maleć, a potrzeby dużych miast z powodu upałów rosnąć. Nie możemy więc być zupełnie spokojni.
"Lubzel Dystrybucja” nie zasypia jednak gruszek w popiele, przygotowane są plany i scenariusze działania w sytuacjach, gdy prądu zacznie brakować. Należy tylko mieć nadzieję, że nie znajdą one zastosowania w praktyce.
Byle do... zimy!
A w zimie - bo ta przecież przyjdzie i wtedy możemy być zmuszeni do dogrzewania się elektrycznością - powinno być znacznie lepiej. Nie grozi nam bowiem wówczas spadek mocy wytwórczych elektrowni z powodu braku chłodzenia, a zdolności przesyłowe linii wysokiego i średniego napięcia są większe. Raz, z powodu, że zimą ich się nie remontuje, dwa, że z powodu niskich temperatur przewody się mniej wydłużają.
To może jest tylko ciekawostka, ale nie sądzę, by przeciętnemu człowiekowi przyszło do głowy, że skierowane w dół łuki przewodów między słupami, jakie widujemy latem, powodują, że mniej prądu może dopłynąć do naszych domów.
Czy grozi nam reglamentacja?
Zdaniem "Polityki” (nr 24/2008) tak: "Ten rok jeszcze od biedy uda nam się jakoś przeżyć. W następnym roku musi zostać wprowadzony system reglamentacji energii, bo jej zwyczajnie zabraknie”.
To zdanie podziela wielu fachowców z dziedziny energetyki, ale zdaniem wspomnianego wyżej Grzegorza Klaty, reglamentacja na Lubelszczyźnie jest mało prawdopodobna. Jak sądzę - gdyby do niej doszło - dotknie ona zwykłych mieszkańców w ostatniej kolejności, a pamiętany przez starszych Czytelników "dwudziesty stopień zasilania” już się nie powtórzy.
Rząd - bierz się za prąd!
Generalnie jednak z energetyką w Polsce jest źle. Mszczą się wieloletnie zaniedbania, które dziś niełatwo nadrobić. Rząd w swoich działaniach musi uwzględnić ten fakt. W przeciwnym razie któregoś wieczoru rzeczywiście mogą pogasnać światła i powyłączać się lodówki i telewizory w naszych domach. Niestety, - wbrew naszej woli...
STEFAN ANCEREWICZ