Ofert mieszkań i pokoi na wynajem ubyło, a stawki pną się w górę i to już od kilku miesięcy. To efekt odbudowy gospodarki, powrotu studentów na uczelnie oraz rosnących kosztów utrzymania mieszkań.
Ostatnie dni września tradycyjnie są gorącym okresem na rynku najmu. Podobnie jest i w tym roku. Sierpień i wrzesień są przeważnie okresem wzmożonego ruchu na rynku najmu. Powodów jest co najmniej kilka.
W wakacje łatwiej się przeprowadzić
Tradycyjnie jest to okres, w którym wiele umów najmu się kończy, co sprzyja poszukiwaniom nowego lokum. Do tego wakacje są dogodnym terminem, aby zmienić miejsce zamieszkania.
- Dotyczy to tak samo osób zmieniających miejsce pracy, jak i na przykład rodzin, w przypadku których wakacje są dobrym momentem na zmianę placówki oświatowej. Sierpień i wrzesień to także idealny moment dla studentów, aby znaleźć nowe „cztery kąty” na kolejny rok akademicki - wyjaśnia Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
O tej ostatniej grupie najczęściej mówi się w kontekście ożywienia, które tradycyjnie opanowuje rynek najmu późnym latem i wczesną jesienią.
Topnieje oferta
Nie inaczej jest i w tym roku. Sprzyja temu fakt, że uczelnie w końcu wracają do normalnego trybu nauczania z korzyścią dla jakości kształcenia i rozwoju karier studentów. Z grona największych uczelni wszystkie zapowiedziały, że większość zajęć – szczególnie te praktyczne (ćwiczenia i laboratoria) będą prowadzone w normalnym trybie. Nie wszyscy studenci zobaczą jednak swoich wykładowców na żywo.
- Z zebranych przez nas informacji wynika, że już dziś pojedyncze zajęcia mogą być prowadzone zdalnie - dodaje Bartosz Turek.
Są to jednak póki co przypadki rzadkie. W związku z tym powrót na uczelnie oznacza dla wielu osób konieczność wynajęcia pokoju czy mieszkania. To przekłada się na spadek liczby dostępnych ofert. Z danych zbieranych przez HRE Investments wynika, że liczba dostępnych dziś ofert mieszkań na wynajem jest o ponad jedną trzecią niższa niż przed rokiem. Jeszcze mocniej ruch widać na rynku pokoi na wynajem. Tych jest dziś w ofercie o ponad połowę mniej niż przed rokiem.
Pęcznieją ceny
Nie powinno więc dziwić, że w takich okolicznościach w górę poszły stawki za wynajem. Średnia ofertowa dla największych miast zaczęła powolny ruch w górę już na początku roku – wynika z szacunków HRE Investments opartych o dane otodom i bankier.pl. To sugeruje, że poprawa na tym rynku zaczęła się wraz z dynamiczną odbudową gospodarki. Powrót studentów na uczelnie tylko dodatkowo wzmocnił ten trend. Efekt jest taki, że od maja do sierpnia stawki ofertowe poszły w górę o około 5,5 proc.
- Niestety musimy w tym momencie bazować na informacjach pochodzących z ogłoszeń, bo na dane transakcyjne przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka miesięcy - zastrzega Bartosz Turek.
Stawki nie wróciły do dawnego poziomu
Dane ofertowe są zaburzone rosnącymi ostatnio kosztami utrzymania mieszkań. Tym bardziej potwierdza to, że na wynajmie właściciele zarabiają dziś mniej, bo nie dość, że stawki za wynajem nie wróciły do poziomu sprzed epidemii, to jeszcze w międzyczasie w górę poszły koszty utrzymania nieruchomości. Szczególnie dotyczyło to stawek za wywóz śmieci, ale choć w mniejszej skali zmiany te dotknęły też innych elementów składających się na opłaty administracyjne.
- To znaczy, że nawet jeśli właściciel utrzymałby przedepidemiczne stawki za wynajem, to po potrąceniu kosztów na jego konto wpływa dziś kwota o co najmniej kilkadziesiąt jeśli nie nawet kilkaset złotych niższa niż przed kilkunastoma miesiącami - wylicza Bartosz Turek.
Powrót do zdalnych zajęć
Wciąż nad koniunkturą na rynku najmu ciąży ryzyko możliwych do nałożenia ograniczeń. Z zapowiedzi wynika, że nie czeka nas już twarde zamknięcie gospodarki, ale nie ma pewności czy nie zostaną wprowadzone ograniczenia, które dotkną rynek najmu. Do tej kategorii zaliczyć można zakaz wynajmu na krótki termin, zamknięcie części sektora usług czy na przykład poświęcenie jakości nauczania poprzez przejście na edukację w trybie zdalnym.