Odór nie do zniesienia, a pod wiatą wywieszonych kilkaset martwych zwierząt bez głów i skór. – Widok rodem z filmów Hitchcocka – obrońcy zwierząt tak opisują wizytę na terenie jednego z pól w Stasinie pod Lublinem.
– W niedzielę osoba mieszkająca koło Lublina opowiedziała nam o znalezisku, na które natrafił podczas spaceru jej syn razem z kolegami – mówi Elżbieta Tarasińska, prezeska Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami Lubelski Animals. – Chłopcy dostrzegli martwe zwierzęta. Widok zmroził im krew w żyłach. Kiedy otrzymaliśmy zdjęcie nie mieliśmy już żadnych wątpliwości, że musimy tam pojechać i działać.
– Nigdy czegoś takiego nie widziałam, a jeździmy już przecież tyle lat na interwencje. Widok jaki ujrzeliśmy był rodem z filmów Hitchcocka – relacjonuje nam Tarasińska. – W zbożu pod wiatą naliczyliśmy ok. 300 zwierząt odartych ze skóry, z obciętymi głowami, zawieszonych za tylną łapkę na hakach. Odór był nie do zniesienia.
Po drodze do tego miejsca są też porozrzucane kości. A obok wiaty wykopana „ziemianka”.
Członkinie stowarzyszenia złożyły na Komisariacie Policji w Bełżycach doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. – Poinformowałyśmy też inspekcję weterynaryjną w Lublinie – dodaje Tarasińska. – Służby spisały się na medal. Policjanci byli z nami blisko do 2 w nocy. Na miejscu był też biegły. Po północy przejechali też lekarze weterynarii z inspekcji weterynaryjnej.
– Po wizji lokalnej z bardzo dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że to są tuszki lisów a nie psów. Nie wiadomo skąd się na tej posesji wzięły. Pewne jest jedno, że pod tym adresem nie ma zarejestrowanej żadnej fermy lisów. Być może ktoś wywiesił te tuszki do wyschnięcia. Tylko po co? Bo właściciel fermy powinien je zutylizować a nie przechowywać. Wszystko to będziemy jeszcze sprawdzać – mówi lek. wet. Tomasz Brzana, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Lublinie, który był na miejscu.
– Czynności są w toku – dodaje mł. asp. Kamil Karbowniczek z Komedy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, który potwierdza, że właściciel posesji został już ustalony.
Osoba, która zgłosiła interwencję do Animalsów mówi nam, że jeszcze nie tak dawno na tym terenie było słychać psy. – Musiało być ich dużo, bo odgłosy były jak ze schroniska – opowiada nam jeden ze świadków.
– Chcieliśmy wejść na teren posesji z domem, z której słychać ujadanie psów – kontynuuje Tarasińska. – Teren jest zagrodzony i zamknięty na kłódkę. W domu prawdopodobnie nikt nie mieszka. Podobno raz dziennie jakiś mężczyzna tu przyjeżdża.
Obrońcom zwierząt zależy aby jak najszybciej wejść na ten teren. – Bo są tam jeszcze żywe zwierzęta, mimo opustoszałej całej masy klatek – dodaje prezeska Lubelskich Animalsów, która zauważyła psy. – Niestety są też kolejne martwe zwierzęta. Nie wiemy dlaczego tam są i dlaczego ktoś w ten sposób z nimi postąpił.
Wczoraj po południu na posesji zjawił się właściciel z policjantami. Do środka weszli też obrońcy zwierząt. Mężczyzna wyjaśnił, że martwe zwierzęta to lisy, które znalazł na sąsiedniej działce. Zabrał je, żeby aby karmić nimi swoje psy.