Bionic Commnando. Recenzja. Pierwszy Bionic Commando ukazał się w latach 80-tych XX wieku na konsoli NES i automatach. Wtedy gra zyskała sobie bardzo dużą popularność. Głównie przez to, że była wypchana po brzegi akcją, a grafika wzbudzała podziw. Wydany w tym roku remake tej znanej produkcji również wywoła wiele emocji.
Spiderman w dredach
Nathan jako znany komandos, który pokonał Imperialistów podczas jednej z akcji odmawia wykonania rozkazu. Nasi wcześniejsi mocodawcy chcą się nas pozbyć, jednak w dniu egzekucji terroryści detonują broń, która niemal doszczętnie niszczy Ascension City. Dzięki temu dostajemy szansę na rehabilitację. Musimy tylko posłać do piachu setki żołnierzy wroga.
Mechaniczne ramię, które miało być główną zaletą gry po jakimś czasie wypada dość blado. Fajnie jest pokonywać wieżowce kilkoma ruchami, ale tego typu efekty o wiele lepiej wyglądały w niedawno wydanym Prototype.
Walka z przeciwnikami za pomocą tej oryginalnej broni jest mimo wszystko widowiskowa. Możemy podrzucać drani do góry, rzucać przeróżnymi przedmiotami czy niszczyć poszczególne elementy otoczenia. Chcąc nie chcąc jesteśmy skazani na ciągłe używanie tej sztucznej ręki, ponieważ arsenał jest skandalicznie skąpy, a zdobycie amunicji nie jest warte zachodu.
Miasto prezentuje się bardzo fajnie. Dominujące barwy to zieleń i brąz, przez to grafika posiada swój specyficzny charakter. Sama animacja, wybuchy czy jednostki zostały wykonane na wysokim poziomie.
Niestety, szybko orientujemy się, że produkt jest liniowy. Otwartość świata jest pozorna, przez co musimy iść wytyczoną przez programistów ścieżką. Drogę do innych miejsc blokują opary radioaktywnego dymu.
Przeciwnicy nie grzeszą inteligencją i starają się to nadrabiać ilością. A jak znudzą nam się potyczki z komputerowym rywalem możemy pograć w multiplayerze. Został on zaprojektowany dla maksymalnie ośmiu graczy. Każdy z uczestników dostaje swoje mechaniczne ramie i pistolet z nieograniczoną ilością amunicji. Można się pobawić, ale tryb dla wielu graczy należy traktować jako miły dodatek.
Bionic Commando w zestawieniu ze świetnym Prototype i InFamous wypada, moim zdaniem, gorzej. Na pewno jest to najsłabszy z tych trzech tytułów. Jako odświeżona wersja kultowej dwadzieścia lat temu marki nie budzi tak dużych emocji. Przeciwnicy są nudni, a ciągłe korzystanie z ramienia po jakimś czasie wydaje się monotonne.
Jest to tym dziwniejsze, że tytuł możemy skończyć w maksymalnie 6 do 8 godzin.
Fabuła również nie poraża oryginalnością. Gra posiada za to całkiem niezłą grafikę, i godną uznania, ciekawą wizję zniszczonego miasta. BC to tylko dobra gra, a szkoda, ponieważ gracze oczekiwali o wiele więcej po tak zasłużonej marce.
Nasza ocena: 69/100