Policja informuje, że nie żyje Andrzej I. – „handlarz bronią” z Lublina, który miał za grube miliony dostarczyć do Polski respiratory. To jednak nie kończy najgłośniejszej afery ostatnich lat
– Policja prowadziła czynności poszukiwawcze, w tym podjęła współpracę z Interpolem oraz Europolem. W wyniku przeprowadzonych czynności ustalono, że poszukiwany zmarł. W związku z powyższym policja wystąpiła do Prokuratury Regionalnej w Lublinie z wnioskiem o odwołanie poszukiwań międzynarodowych – czytamy w piśmie Komendanta Głównego Policji Jarosława Szymczyka do posła KO Dariusza Jońskiego. Nosi datę 16 lipca, a daty w tej sprawie są ważne.
Osoba, o której pisze komendant policji, to 71-letni Andrzej I., właściciel zarejestrowanej w Lublinie firmy E&K. Mimo braku jakiegokolwiek doświadczenia, to właśnie E&K dostała intratny kontrakt od polskiego rządu na dostarczenie do kraju medycznego sprzętu w szczycie pandemii.
Szybki przelew na 154 mln zł
Andrzej I. miał umrzeć w Albanii. Ale lubelska prokuratura pewności jeszcze nie ma. Na razie dysponuje jedynie „niepotwierdzoną informacją”. Karol Blajerski, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie tłumaczy nam, że przepisy postępowania karnego „przewidują różne możliwości ustalenia takich faktów”.
Andrzej I., to jeden z bohaterów największej afery ostatnich lat. W kwietniu 2020 r. ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński podpisał z E&K umowę na dostarczenie 1241 respiratorów. Był szczyt pandemii, sprzęt miał ratować życie pacjentom z Covid-19. MZ, nie czekając na pierwsze dostawy, natychmiast przelało lubelskiej firmie 154 mln zł zaliczki. Docelowo E&K miała dostać 200 mln zł.
Szybko wyszło na jaw, że firma nie ma żadnego doświadczenia w obrocie sprzętem medycznym, a jej prezes Andrzej I. przed laty został umieszczony na czarnej liście ONZ za nielegalny handel bronią.
200 urządzeń zamiast 1241
Afera wybuchła na dobre, gdy z zamówionych 1241 respiratorów firma E&K dostarczyła tylko 200 – w dodatku niekompletnych i bez gwarancji producenta.
Ministerstwo chciało odzyskać pieniądze. E&K oddała 4 mln euro. Kolejne 6 mln euro udało się zabezpieczyć na firmowych kontach. Zajęto też 400 już sprowadzonych do kraju urządzeń. Kolejne pieniądze miały wpłynąć po licytacji medycznego sprzętu. Ale nie udało się ich sprzedać. Za to w kwietniu komornik upłynnił (za 605 tys. zł) lokal o pow. 91 mkw. w kamienicy przy Radziwiłłowskiej w Lublinie. To tam mieściła się siedziba firmy.
Prokuratura zaczęła ścigać Andrzeja I. Śledczy chcieli mu przedstawić zarzuty dotyczące przestępstw związanych z podatkiem VAT, zatajenia przed fiskusem transakcji na ok. 100 mln zł oraz składanie nierzetelnych deklaracji podatkowych. Państwo polskie miało na tym stracić około 9,3 mln zł.
Ale już w grudniu 2020 roku „handlarz bronią” uciekł za granicę. Dziś okazuje się, że może nie żyć.
NIK składa kolejne zawiadomienie
Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli poinformowała dzisiaj: – W związku z trwającą kontrolą, NIK złożyła kolejne uzasadnione zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych Ministerstwa Zdrowia. Zawiadomienie dotyczy zakupu respiratorów i zostało złożone do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
To nie pierwsze takie doniesienie NIK. Dwa poprzednie zostały złożone jeszcze w 2020 r.
Śmierć Andrzeja I. nie kończy sprawy także w ocenie posła Dariusza Jońskiego.
– Kiedy macki ośmiornicy sięgają szczytów władzy, wszystkie okoliczności muszą zostać wyjaśnione. Również okoliczności śmierci handlarza bronią – komentuje Joński.
Na dzisiejszej konferencji prasowej, razem z posłem Michałem Szczerbą, podał też więcej szczegółów tej sprawy. – Handlarz bronią zmarł 20 czerwca, czyli blisko miesiąc temu w Tiranie – powiedział Szczerba.
Joński: – Chcemy dokładnego harmonogramu działań policji po tym, jak Prokuratura Regionalna w Lublinie 21 marca tego roku wydała list gończy. Co zrobiono przez ten czas do 20 czerwca, kiedy zgłoszono śmierć handlarza bronią w Tiranie.
Prokurator Blajerski: – Nie mam kompetencji, aby komentować słowa parlamentarzystów.
Zdaniem Jońskiego i Szczerby, tłumaczyć powinien się szef policji i sam premier Mateusz Morawiecki. Zgodnie z „mailami Dworczyka” (rząd nie potwierdził ich prawdziwości, ale inne osoby biorące udział w wymianie korespondencji już tak), szef rządu wiedział, od kogo państwo kupuje sprzęt medyczny. – To właśnie premier Morawiecki pisał „ok”, żeby kupować u „handlarza bronią”. Więc miał pełną wiedzę - podkreślił Joński.
Kiedy sprawę skomentował Jarosław Kaczyński, powiedział, że służby specjalne nie miały przeciwwskazań co do współpracy z E&K.