To rażące naruszenie prawa – tak wydanie zgód na wycinkę 37 drzew przy ul. Jutrzenki w Lublinie oceniło Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Drzew już nie ma. Wycięto je w związku z inwestycją zaprzyjaźnionego z Ratuszem dewelopera.
Wycinka przy Jutrzenki odbyła się jesienią. Pod topór trafiły wtedy drzewa rosnące obok placu budowy bloków. Wycinka była związana z inwestycją spółki Helvetia City, której jednym ze wspólników jest Piotr Kowalczyk, były przewodniczący Rady Miasta.
Chronione? Żaden problem
Na początku października zeszłego roku spółka dostała od Urzędu Miasta pozwolenie na budowę bloku, a trzy tygodnie później zgodę na wycinkę. Chodziło o trzy drzewa chronione planem zagospodarowania terenu, który nie pozwalał na ich usunięcie z przyczyn innych niż powody sanitarne lub względy bezpieczeństwa.
Tymczasem urząd tłumaczył, że pozwolił usunąć drzewa, bo kolidowały z planowanymi sieciami i przebudową chodnika. A jak to się ma do bezpieczeństwa? – Pozostawienie drzew w przebiegu sieci uzbrojenia terenu i ciągów komunikacyjnych zagrażałoby bezpieczeństwu – argumentuje Monika Głazik z biura prasowego Ratusza.
Dzień wcześniej zapadł wyrok na 34 inne drzewa rosnące koło budowy, tyle że na miejskim terenie. Wyrok wydał Urząd Marszałkowski, również tłumacząc to kolizją drzew z sieciami i przebudową chodnika w ramach inwestycji Helvetia City. O pozwolenie na wycinkę wnioskował sam Urząd Miasta.
Miażdżąca argumentacja
Obie zgody oburzyły działaczy Towarzystwa dla Natury i Człowieka, które wystąpiło do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o ich zbadanie. Tak też się stało. I SKO nie miało wątpliwości, że decyzje są nieważne, bo wydane z rażącym naruszeniem prawa. W obu przypadkach podkreśliło, że „decyzja nie może być akceptowana jako akt wydany przez organ praworządnego państwa” i że zezwolenie „nie powinno być w ogóle wydane”.
Argumentacja jest miażdżąca dla Urzędu Miasta, który wydał spółce zezwolenie. Kolegium zauważa, że w tej sprawie „w ogóle nie wystąpiły” jasno wyliczone w planie zagospodarowania okoliczności dopuszczające wycinkę.
Według SKO „nie można oprzeć się wrażeniu”, że urząd wydał decyzję „bez oceny stanu faktycznego”, jej uzasadnienie „sprowadza się do jednego zdania”, a protokół z oględzin drzew „w zasadzie nie przedstawia żadnej wartości dowodowej”.
Kolegium zgodziło się z ekologami, że przepisy każą projektować budowy tak, by „nie generowały oczywistego konfliktu z istniejącymi elementami przyrody”. W ocenie SKO nie można stawiać budowy ponad przyrodą „tylko z tego powodu, że takie jest zamierzenie inwestora” a „koszty realizacji projektu byłyby większe”, gdyby musiał on oszczędzić drzewa.
Te same zastrzeżenia miało SKO do zezwolenia wydanego przez Urząd Marszałkowski na wniosek Urzędu Miasta. Tu pojawia się dodatkowy przytyk pod adresem władz miasta za to, że w ogóle złożyły wniosek. – Dziwić może przy tym fakt, że jednostka samorządu terytorialnego działa w imieniu podmiotu prawa handlowego, którego nie jest właścicielem – czytamy w uzasadnieniu podanym przez kolegium.
Dla Kowalczyka? Od ręki
Ratusz nie widzi w tym jednak niczego niewłaściwego. – W przypadku pasa drogowego wniosek o usunięcie drzewa może złożyć wyłącznie gmina i może to zrobić z własnej inicjatywy lub np. na wniosek prywatnych właścicieli działek przyległych – stwierdza Katarzyna Duma, rzeczniczka prezydenta Lublina.
Obydwa orzeczenia Samorządowego Kolegium Odwoławczego nie są jeszcze prawomocne i mogą być zaskarżone do sądu administracyjnego.
W zamian za wyciętą zieleń spółka ma posadzić nową. Urząd Marszałkowski wymaga 47 drzew za 34 usunięte. Z kolei Urząd Miasta zobowiązał spółkę do posadzenia 9 nowych drzew za 3 wycięte, chociaż początkowo jego decyzja wymagała znacznie więcej, bo 51 sadzonek. Decyzja została jednak zmieniona, o co prosił sam Kowalczyk, a urząd wydał mu nowy dokument jeszcze tego samego dnia, Kowalczyk od razu odebrał decyzję i również tego samego dnia zrzekł się prawa do odwołania, dzięki czemu dokument stał się prawomocny.
Dlaczego urząd tak złagodził swoje wymagania? – Zmiana decyzji miała charakter korekcyjny i wynikała z powtórzenia liczby nasadzeń zastępczych, które były już uprzednio ujęte w decyzji Urzędu Marszałkowskiego. Modyfikacja ta mogła być dokonana albo „z urzędu” albo na wniosek inwestora – tłumaczy rzeczniczka Ratusza. –W tym przypadku wpłynął wniosek inwestora, który jako pierwszy zauważył powielenie tych samych nasadzeń w dwóch decyzjach. Jako że sprawa nie wymagała dodatkowych wyjaśnień, urząd rozpatrzył ją niezwłocznie.