Miała własny dworzec autobusowy, wewnętrzną komunikację. Niezadowolenie rzeszy pracowników wpływało na politykę i bieg historii. W niedzielę można się wybrać na zwiedzanie Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Trwa II Zlot Pojazdów Zabytkowych i PRL ,,Kocham Swoją FSC”.
Kiedy przechodnie czekający na zmianę świateł orientowali się, że właśnie przed nosem przejechał im kolejny fiat 126p i syrenka, sprawdzali w smartfonie, gdzie w Lublinie jest motoryzacyjna impreza. Tak było w sobotę i będzie w niedzielę z okazji II Zlotu Pojazdów Zabytkowych i PRL "Kocham Swoją FSC".
Uczestników zlotu można spotkać przed centrum handlowym Outlet przy ul. Mełgiewskiej 16D.
– Jesteśmy poddawani obróbce termicznej – żartowali właściciele pojazdów zmęczeni upałem. Na parkingu można oglądać pojazdy zakwalifikowane przez organizatorów - kryterium wiekowe określane jest maksymalnie na 1990 rok produkcji. Nie dotyczyło to pojazdów produkcji polskiej.
Oprócz zabytkowych pojazdów oddających klimat PRL i odtwarzanych przebojów z epoki, uwagę zwracał krążący na rowerze milicjant drogówki z zatkniętym za pasek lizakiem.
– Milicyjny mundur kiedyś miałem własny, oddałem, ten jest pożyczony. Pomagałem przy organizacji zlotu, przygotowywałem identyfikatory i tak się zrodził pomysł, żebym się przebrał za milicjanta – mówi Michał Błaszczak, który się przedstawia jako aktor i wspomina, że występował w amatorskim teatrze. W czasie zlotu pozował do mnóstwa zdjęć. – Bardzo lubię żuki. Miałem kiedyś żuka A07. Wypatrzyłem go na giełdzie, był szary i jak tylko go zobaczyłem, aż się uśmiechnąłem i postanowiłem, że musi być mój. Ale nie miałem go gdzie trzymać, tak na osiedlu nie ma warunków – dodaje poprawiając czapkę i ocierając białą rękawiczką pot z czoła. Mundur i wysokie buty to w sobotę nie był strój na rowerową przejażdżkę.
W sobotę i niedzielę w programie zlotu – zwiedzanie pobliskiej fabryki. To z niej wyjechały żuki, darzone w czasie imprezy szczególnym sentymentem. Mają urodziny! 24 lipca 1959 roku zaczęła się seryjna produkcja zaprojektowanego trzy lata wcześniej auta. Podobno jego nazwa wzięła się od pasiastego malowania jakie dostał prototyp.
Jak pisały wówczas gazety, produkcja seryjna miała pozwolić lepiej zaopatrywać rynek krajowy i zagraniczny. Trzeba bowiem wiedzieć, że żuk miał fantastyczne powodzenie. W fabryce leżało już wówczas 3000 podań od instytucji i osób prywatnych chętnych nabyć żuka. 2000 zamówień napłynęło z zagranicy. Niestety apetyty te nie mogły być zaspokojone gdyż do końca 1959 roku fabryka planowała wypuści zaledwie 1000 żuków.
- Jak przyjąłem się jako młody chłopak za Daewoo, wszystko musiało być ładnie przystrzyżone, drzewka rosły tylko te posadzone. No, ale to były inne czasy. Funkcjonowała komunikacja zakładowa. Jeździł sobie lublinek (następca żuka–red.), zatrzymywał w określonych miejscach, ludzie się mogli przemieścić z hali do hali. Wówczas wydawało się to bardzo ciekawe. Kiedy się przyjąłem, starzy pracownicy mówili: słuchaj Młody, różne rzeczy się mogą wydarzyć. Może być wojna, mogą być różne sytuacje ale ta fabryka produkowała samochody, produkuje samochody i zawsze będzie produkowała samochody. Niestety ich słowa nie były prorocze - mówi Wojciech Rudzki, który w sobotę oprowadzał po terenie fabryki.
W 1996 roku stał się czynnym pracownikiem, na praktyki trafił do fabryki przy ul. Mełgiewskiej sześć lat wcześniej. Zaczynał od spawalni, potem pracował w biurowcu. Teraz jest przedstawicielem związków zawodowych NSZZ Solidarność zrzeszającej pracowników działających tu firm. Jak szacuje współcześnie pracuje na tym terenie około 6 tysięcy osób.
To połowa rzeszy ludzi, którzy pracowali tu przed laty. Pół wieku temu codziennie bramę przekraczało, pokazując strażnikom przepustkę, 12 tysięcy pracowników.
Dziś po budkach strażników, biurze przepustek i poczuciu, że fabryka jest niedostępnym miejscem, nie ma śladu. Paczkomat usytuowany na terenie dawnej FSC i market działający w dawnym biurowcu to najlepsze dowody na historyczną zmianę jak tu zaszła.
"Kocham Swoją FSC" – hasło trwającego zlotu jest cytatem z jednej z czterech tablic jakie w latach 60. ubiegłego wieku wmurowano w chodnik biegnący wzdłuż jedynej wyasfaltowanej wewnętrznej drogi na terenie fabryki. Są tam sentencje w stylu: "Pamiętaj o bezpiecznej pracy", "Życzymy najwyższych zarobków" czy "Niech panuje powszechny pokój".
Ten prosty asfaltowy odcinek to nic innego jak tor, na którym wypróbowywano produkowane auta.
Krążąc swobodnie po ulicach: Tokarskiej, Narzędziowej, Blacharskiej czy Resorowej chodzi się po autentycznej, nadal idealnie ułożonej kostce pamiętającej początek fabryki. W wielu miejscach jeszcze widać starą fabryczną architekturę. To hale których jeszcze nikt poddał termomodernizacji ani unowocześnianiu dodając im elementy architektoniczne.
Tu kwitną podlewane hortensje, tam osty wyższe niż człowiek. Tu plastikowe okna i styropian skryty pod nową elewacją. Tam bluszcz wspina się po zardzewiałej latarni. Nawet tak lubiana przez fotografów tablica "Trasa odwału i żużla" ledwie wystaje z badyli.
– Znajdujemy się na centralnym placu przed biurowcem gdzie był dworzec autobusowy, bo dojeżdżała tu ludność z połowy Lubelszczyzny. Zakład zajmuje 40 hektarów. Szacuję, że wyprodukowano tu milion samochodów, z czego 600 tysięcy żuków. Praktycznie każdy albo tu pracował albo zna kogoś kto pracował. Ma w rodzinie wujka, ciocię, kuzyna którzy pracowali w fabryce. Wydaje mi się, że powinniśmy wszystko zrobić, żeby powstało muzeum tego miejsca. Jestem prezesem Lubelskiego Towarzystwa Historii Przemysłu ale żuki mi są szczególnie bliskie i FSC. Tutaj pracowałem – mówi prof. Leszek Gardyński z Politechniki Lubelskiej, współorganizator II Zlot Pojazdów Zabytkowych i PRL "Kocham Swoją FSC".
Uważa, że najlepszym miejscem dla takiego muzeum oczywiście by był teren fabryki.
– Jest do sprzedania hala starego montażu. Były rozmowy z prywatną firmą zainteresowaną kupnem tej hali, która chciała niejako wydzierżawić 1000 mkw. Były plany założenia w związku z tym fundacji. Ale jakoś kontakt się uwał, nie odpowiadają na telefony. Sprawa wisi, ja sobie tak mówię, bo chciałbym, żeby to muzeum powstało – dodaje profesor.
Hala na którą pomysłodawcy muzeum mają ochotę jest szczególna. To nieruchomość przy głównej ul. Frezerów, która pamięta przedwojenne początki fabryki czyli halę produkcyjną warszawskiej firmy Lilpop, Rau i Loewenstein. W 1938 roku zamierzano tu produkować podzespoły do samochodów osobowych i ciężarowych – na licencji amerykańskiego Chevroleta.
– By była najfajniejsza, bo jest najstarsza – przyznaje prof. Leszek Gardyński. I opowiada, że ideą jest odtworzenie produkcji fabryki, pokazanie aut. Oprócz tego by były archiwalne zdjęcia, makieta fabryki, wspomnienia i relacje osób, które tu pracowały. – Na moich oczach odeszło pokolenie, które pamiętało II wojnę, pokolenie, które tu pracowało jeszcze jest – tłumaczy.
W niedzielę na godz. 14 zaplanowano kolejny spacer historyczny po FSC. Wojciech Rudzki zapowiadał odmienną trasę niż sobotnia. Od godz. 16.30 będzie okazja do zrobienia mnóstwa zdjęć, bo żuki wrócą do domu. Po terenie fabryki przejadą uczestnicy zlotu.
Organizatorami weekendowego wydarzenia są: Automobilklub Lubelski przy współpracy z Radą Dzielnicy Hajdów-Zadębie, Politechniką Lubelską - Wydział Mechaniczny, firmą "Wesoły Żuk", Jaro Retro Auto - Classic Garage.