Nie będzie tak jak zawsze. Ani staroświecko jak zwykle. – Chcielibyśmy pokazać coś nowego, coś świeżego, jednocześnie zaspokajając apetyt publiczności na klasyczną operetkę. – To rzecz o marzeniach, które okazują się złudzeniami. O uczuciu, które okazuje się rozgoryczeniem. O gniewie i braku zrozumienia – zapowiadają artyści. Dziś w lubelskim Teatrze Muzycznym premiera „Krainy Uśmiechu”
– To moja ulubiona operetka – przyznaje Kamila Lendzion. – I pierwsza, którą zaczynam swoją kadencję – dodaje nowa dyrektorka Teatru Muzycznego. – Tak, to był mój pomysł.
– Spodobał mi się, choć „Krainy uśmiechu” wcześniej nie znałam – mówi Joanna Lewicka. Reżyserka, która swój czas dzieli między Lublin (mieszkała tu kilka lat) i Niemcy (tam kończyła szkoły, zaczynała karierę i mieszka obecnie). – Na początku miała być bajka. Ale ja bajek nie lubię, nie czuję. Szczerze? Tytuł „Kraina uśmiechu” brzmiał dla mnie fatalnie. Ale przeczytałam i odetchnęłam. Azja, Wiedeń, miłość, w dodatku nieszczęśliwa. Byłam w temacie.
Kraina uśmiechu
Ona jest z Wiednia, on z Azji. Ona jest hrabianką, on chińskim księciem. Ona jest tak zakochana, że w jednej chwili decyduje się zamienić wiedeński Prater na egzotyczny drugi kraniec świata.
Fascynacja orientem szybko zamienia się w gorzką wiedzę. Romans Chin i Europy nie kończy się happy endem. Różnice kulturowe i społeczne okazują się być nieprzekraczalne, a marzenia o miłości i emancypacji niemożliwe do zrealizowania ani tu, ani tam. Piękny sen o oriencie zmienia się w odzierający ze złudzeń koszmar.
Duża Liza i mała Lizzie
– Nie ma pomysłów na spektakl, jest myśl – zastrzega reżyserka. Nie byłaby sobą, gdyby klasycznej sztuki nie zrobiła po swojemu.
– Skontaktowałam się z wydawnictwem niemieckim, które ma prawa do Lehara. Od nich dostałam pierwszą wersję libretta. Z Grzegorzem Kondrasiukiem odczytaliśmy je na nowo. Gdy nie muszę korzystać z tłumaczeń, mogę zobaczyć, co jest między linijkami. Ja zawsze dużo czytam, zanim zacznę działać. Tak było też tym razem. Dogrzebałam się historii jak powstało libretto i skąd w ogóle wziął się pomysł na tę sztukę – opowiada.
Na scenie jest Liza i mała Lizzie – córka pierwszego librecisty.
– To właśnie ona miała pomysł na kształt tej sztuki i na tę historię – tłumaczy Lewicka. – I to właśnie ona nas przez tę opowieść prowadzi. Ta historia dzieje się w głowie małej dziewczynki.
W roli małej Lizzie 12-letnia Martyna Styś.
Opera, nie operetka
– Ten tytuł należy traktować raczej jak operę. Ja to tak traktuję – mówi Przemysław Fiugajski, kierownik muzyczny, w Teatrze Muzycznym od października 2018. – To bardzo późne dzieło Lehara, przedostatnia rzecz, jaką napisał. To nie jest rewolucyjne dzieło. Eklektyczne i zachowawcze, jeśli chodzi o język muzyczny. Co jednak nie zmienia faktu, że jest to rzecz przepiękna. „Kraina uśmiechu” w dwóch głównych rolach wymaga absolutnej primadonny i wspaniałego tenora. Głosów, które są w stanie udźwignąć fragmenty liryczne i skrajnie dramatyczne, ale też lżejsze, z poczuciem humoru. Rozpiętość emocji dwójki głównych bohaterów jest ogromna. Kunszt, z jakim kompozytor potrafi oddać rzecz muzyką, robi naprawdę duże wrażenie. Ale jestem przekonany, że fani teatru dramatycznego też znajdą tu coś dla siebie. Nie tylko melomani.
W rolę Lizy wcielają się Anna Barska, Dorota Laskowicka i Kamila Lendzion. Su-Czong’a grają Jakub Gąska, Dawid Kwieciński i Sławomir Naborczyk.
Dwa pokoje lub wielka scena
– Ja jestem z teatru dramatycznego. I tak prowadzę aktorów – według własnej dramaturgii od początku do końca. Nie jadę kalką – tłumaczy Lewicka.
W Lublinie mieszkała przez kilka lat, ale nigdy na stałe nie związała się z żadną instytucją. – Najgorsza jest rutyna – powtarza.
W Zakładzie Karnym w Opolu Lubelskim robiła szekspirowski „Sen Nocy Letniej”, w galerii Labirynt „Vulvę” – historię z perspektywy czterech par kobiecych oczu, a w dwóch ciasnych pokojach galerii „Piękno Panie” kameralną satyrę na codzienność lubelskich artystów „Przygaszeni”, która popularnością (sztuka była grana kilkadziesiąt razy) zaskoczyła nawet jej twórców.
„Kraina uśmiechu” to jej pierwsza tak duża produkcja. 65 aktorów na scenie, 40 muzyków w orkiestrze, 250 różnych kostiumów.
O marzeniach i złudzeniach
– Nie ściemniamy, nie ukrywamy się za XIX-wieczną formą. Ale też nie wyrzucamy jej, raczej bierzemy w cudzysłów. XIX jest w kostiumie, dialogach, zostawiamy też czas (rzecz dzieje się w 1910 r.) – tłumaczy reżyserka. – Nie zbijam na scenie wiedeńskiego tortu Sacher z chińskim makaronem. Staram się raczej opowiadać o ludzkich relacjach. To historia wciąż jest bardzo aktualna.
– Konflikt kulturowy to tu raczej ornament do opowieści zasadniczej – dodaje Przemysław Fiugajski. – To rzecz o marzeniach, które okazują się złudzeniami. O uczuciu, które okazuje się rozgoryczeniem. O gniewie i braku zrozumienia. I o rozczarowaniu, najbardziej uniwersalnym uczuciu, z jakim się ludzie stykają.
– Będzie jak zwykle u mnie: wesoło i smutno zarazem – zapowiada Lewicka.
Nowa jakość
– Spotkałyśmy się przy okazji „Stryjeńska. Let’s dance!”. Teatr Muzyczny był jednym z koproducentów tego spektaklu – opowiada Kamila Lendzion. – Bardzo mi się spodobał pomysł Joanny i pomyślałam, że dobrze byłoby nieco odświeżyć klimat operetki w Lublinie. I nie żałuję. Obie mamy temperamenty i silne osobowości, więc czasem się ścieramy, ale wydaje mi się, że gdyby tak nie było, to nie powstałyby fajne rzeczy. Zresztą, przed każdą premierą są emocje…
Lendzion podkreśla, że sama „jest spektaklem urzeczona”. – A orkiestra Teatru Muzycznego nigdy tak nie grała, no może jedynie za Jacka Bonieckiego. Duet Lewicka (reżyser) i Fiugajski (kierownik muzyczny) znakomicie się sprawdził. Zresztą cały zespół realizatorski jest u nas nowy: Marta Góźdź Elbruzda (scenografia i kostiumy), Grzegorz Kondrasiuk (opieka literacka). Na pewno to inna jakość niż do tej pory.
Operetka inaczej
Cel? Pokazać operetkę inaczej niż dotychczas, jednocześnie zachowując wszystkie klasyczne rysy.
– Bo też na to czeka publiczność lubelska – nie ma wątpliwości dyrektorka. – I to wszystko tutaj jest: piękne kostiumy, znakomita reżyseria, świetnie prowadzona orkiestra i zespół, którego potencjał i możliwości trzeba było wykorzystać.
Jej ambicją jest „zaistnienie na muzycznej mapie Polski” i przyciągniecie na widownię także młodych widzów.
– „Baron Cygański” czy „Skrzypek na dachu” to bardzo stare spektakle, 18- czy 20-letnie, ale wciąż cieszące się niesłabnącą popularnością. Bardzo nas to cieszy, ale chcielibyśmy też tej publiczności pokazać coś nowego, coś świeżego, jednocześnie zaspokajając jej apetyt na klasyczną operetkę – tłumaczy Kamila Lendzion.
Premiera „Krainy uśmiechu” już w ten weekend (22 i 23 marca o godz. 18). Kolejne spektakle: 24, 29, 30, 31 marca; 30, 31 maja i 8, 9 czerwca. Bilety od 50 do 120 zł. Teatr honoruje Karty Seniora, Dużej Rodziny oraz zniżki dla emerytów i rencistów.
Kraina uśmiechu
Libretto: Ludwig Herzer, Fritz Lohner
Muzyka: Franz Lehar
Przekład: Krystyna Chudowolska, Tadeusz Bursztynowicz, Lech Terpiłowski
Kierownictwo muzyczne: Przemysław Fiugajski
Reżyseria: Joanna Lewicka
Scenografia i kostiumy: Marta Góźdź Elbruzda
Choreografia: Zuzanna Dinter
Opieka literacka: Grzegorz Kondrasiuk
Premiera: 22 marca 2019 r.