Znany aktywista polonijny i kombatant II wojny światowej Stefan Skielnik wystąpił do prezydenta RP Andrzeja Dudy, aby ten podpisał pośmiertną nominację generalską Jana Karskiego podczas uroczystości w Amerykańskiej Częstochowie. Ma się ona odbyć z udziałem głowy państwa w tegoroczną rocznicę napaści Sowietów na Polskę – 17 września 1939 roku.
Mieszkający od 1947 roku w Delaware, założyciel i prezes Delaware Fedaration of Polish Americans for Poland, a przedtem AMPOL-u, zasłużony działacz Kongresu Polonii Amerykańskiej i organizacji kombatanckich pisze:
„Wielce Szanowny Panie Prezydencie, środowiska polonijne i kombatanckie, jakich zaszczyt mam być członkiem, z wielką radością przyjęły wiadomość, iż Pan Minister Obrony Narodowej skierował do Pana Prezydenta wniosek o pośmiertną nominację do stopnia generała brygady dla Świętej Pamięci Jana Karskiego – bohatera II wojny, Polaka, który Ojczyznę ocalić chciał od wepchnięcia w dominację sowiecką Stalina, a naród żydowski od totalnej zagłady przez Hitlera.
Jako weteran II wojny walczący w sojuszniczych armiach Polski, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, a także w holenderskim ruchu oporu; jako dumny Polak i Amerykanin; wreszcie – jako długoletni przyjaciel Profesora Jana Karskiego, z którym razem i na miarę naszych sił pracowaliśmy nad przybliżeniem Polski do członkowstwa w NATO apeluję do Pana Prezydenta o podpisanie nominacji generalskiej Jana Karskiego w obecności Polonii Amerykańskiej i Polskich Weteranów podczas Pańskiej wizyty w Narodowym Sanktuarium w Doylestown – Amerykańskiej Częstochowie.
Nie ma lepszej daty niż związana z rocznicą napaści Sowietów na Polskę 17 września 1939 r. W walkach z nawałą bolszewicką porucznik 5 Dywizjonu Artylerii Konnej Jan Kozielewski (Karski) brał udział, wzięty 24 września do niewoli pod Krasnobrodem i więziony w obozie Kozielszczyna, skąd udało Mu się wyswobodzić, by zostać Bohaterem.
Nominacja generalska w dacie nawiązującej do Jego czynu wojennego stałaby się znaczącym symbolem i aktem narodowej pamięci. Ku chwale Ojczyzny!”
Dziś już niemal 91-letni Stefan Skielnik jest Kaszubem z Gdyni. Był pierwszym polskim dzieckiem ochrzczonym w pierwszym kościele w tej wówczas wiosce. Porwany na roboty do hitlerowskich Niemiec, został przymusowo wcielony do Kriegsmarine i służby ma niszczycielu. Uciekł przy pierwszej okazji.
Walczył w holenderskim ruchu oporu, potem w 2 Korpusie generała Władysława Andersa. Służył w armii brytyjskiej, a po przybyciu do Stanów – w US Army. Potem przez wiele lat prowadził własną firmę budowlaną. Przeszedł na emeryturę mając… 84 lata.
W swej działalności polonijnej niestrudzony w pomaganiu potrzebującym i chorym w Polsce we współdziałaniu z Cartias, zbierający środki na funkcjonowanie KUL. Na Kamiennej Górze Gdyni wystawił z własnych środków Krzyż - symbol przywiązania miasta do Polski i Kościoła. Trzy lata temu Rada Miasta Gdyni uhonorowała go nadając jednej z ulic jego imię.
W Ameryce też pozostawił po sobie wyrazisty ślad. Przed niemal dwudziestu laty uruchomił kampanię na rzecz przyjęcia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wszystko zaczęło się od artykułu Stefana Skielnika „Polska powinna wejść do NATO” z 6 marca 1997 roku, który ukazał się w „News Journal”, a potem w wielu innych tytułach konglomeratu medialnego Gennett Company.
Czas publikacji był bardzo dobry. 22 października 1996 roku, prezydent Bill Clinton ogłosił w Detroit, że Polska wraz z Czechami i Węgrami powinna znaleźć się w Sojuszu Północnoatlantyckim na jego 50-lecie przypadające w 1999 roku, ale droga do przekucia w czyn tego hasła nie była łatwa. Aby stać się oficjalnym stanowiskiem Stanów Zjednoczonych wymagała większości senackiej.
Pierwsze sondaże pokazywały, że na pewne poparcie rozszerzenia NATO można liczyć na około trzydziestu spośród stu senatorów. Było jasne, że sprawa wymaga intensywnego lobbingu politycznego. Ten mogli zapewnić przede wszystkim Amerykanie polskiego pochodzenia posiadający prestiż i mogący bezpośrednio rozmawiać z senatorami.
Takim człowiekiem był bez wątpienia Stefan Skielnik. Ten weteran II Korpusu generała Władysława Andersa, a w Ameryce ceniony biznesmen i prezes organizacji AMPOL skupiającej Polonię w Delaware, postanowił działać. Uznał, że kluczowe znaczenie dla poparcia polskiej obecności w NATO będzie pozyskanie poparcia dwóch senatorów z tego samego stanu, reprezentujących go na Kapitolu.
Nie było większego problemu z uzyskaniem akceptacji znanego, długoletniego senatora Williama Rotha. Trzeba się było natomiast „napracować” nad Josephem Bidenem, notabene, sąsiadem Skielnika z Greenville. Polak napisał do nich apel o poparcie. Potem wygłosił pełne pasji przemówienie przed legislaturą stanową Delaware, które przesądziło o poparciu tego stanu.
Był to pierwszy tak wyraźny sygnał, że obecność Polski w NATO może być celem politycznym zrozumiałym dla Amerykanów. Poparcie zaczęło napływać z innych stron Ameryki. Skielnik jednak nie spoczął i lobbował do końca. Odbywał dziesiątki spotkań, wygłaszał przemówienia prezentując argument na rzecz Polski w rodzinie demokratycznych państw Zachodu.
W lipcu 1997 roku Polska, Czechy i Węgry otrzymały zaproszenie do oficjalnych negocjacji w sprawie akcesji do Sojuszu. 30 kwietnia 1998 roku Senat USA większością 80:19 powiedział nowym kandydatom swoje „tak”. W styczniu 1999 roku sekretarz generalny NATO Javier Solana oficjalnie zaprosił wspomnianą trójkę do Sojuszu.
Wreszcie, 12 marca 1999 r. w miejscowości Independence na przedmieściu Kansas City w Bibliotece Harry'ego Trumana, inicjatora utworzenia NATO, odbyła się ceremonia podpisania przystąpienia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Był to wielki dzień Stefana Skielnika. Jak mu potem powiedział Joe Biden: „Załatwiłeś to Polsce! Bądź dumny”.