Prokuratorzy z Prokuratury Warszawa-Praga badają, czy zasiadający w komisji hazardowej poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz nie jest źródłem przecieków z jej prac – poinformowało Radio ZET.
Arłukowicz wypiera się, by to on był źródłem przecieku informacji z komisji do mediów. Podkreśla, że materiały prokuratury są tajne, a on sam nie mógł być źródłem żadnego przecieku.
– Ja nie jestem żadnym źródłem przecieku. Pracuję profesjonalnie i być może właśnie to komuś przeszkadza. Prokuratura sprawdza – taki jest jej obowiązek, niech sprawdza. Dziennikarze często mają do mnie pretensję, że zbyt mało mówię, ale tak postrzegam swoją rolę jako profesjonalnego posła zasiadającego w komisji śledczej, więc nic w tej sprawie nie mam do dodania – skomentował Arłukowicz informację o tym, że zajmuje się nim prokuratura.
Hazardowa komisja śledcza przesłuchiwała wczoraj w Urzędzie Miasta Kraków Jana Koska, biznesmena z branży hazardowej. Pierwotnie jego przesłuchanie odbyć się miało 11 lutego – w tym samym dniu co przesłuchanie Ryszarda Sobiesiaka, innego biznesmena z tej branży.
W piśmie przysłanym wtedy do komisji Kosek prosił, by ze względu na stan zdrowia mógł zeznawać w Krakowie lub za pomocą łączy telekomunikacyjnych. Szef komisji zgodził się, by śledczy pojechali do świadka.
Kosek twierdził wczoraj przed komisją, że eksperyment z wprowadzeniem dopłat do gier skończyłby się katastrofą dla branży hazardowej, bo wymagałoby to przeprogramowania ponad 50 tys. automatów.
Dla budżetu państwa wiązałoby się to z dodatkowym uszczerbkiem wpływów, gdyż automaty musiałyby przejść ponowną procedurę rejestracji i byłyby wyłączone. W tym czasie do państwowej kasy nie wpływałyby żadne pieniądze.