Strajku nauczycieli – przynajmniej na razie – nie będzie. Ale mają być inne formy nacisku na rząd, by zwiększył wynagrodzenia w oświacie. Związek Nauczycielstwa Polskiego podał kalendarium protestów.
Akcja protestacyjna w polskich szkołach trwa od 1 września. Widocznym tego znakiem są oflagowane szkoły i przedszkola. – W październiku ZNP, „Forum-Oświata” i inne organizacje ze strefy edukacyjnej zorganizują w Warszawie edukacyjne miasteczko – poinformował szef ZNP, Sławomir Broniarz.
Miasteczko ma działać całą dobę. Każdego dnia toczyć będzie się w nim dyskusja o innym edukacyjnym problemie. Wśród tematów m.in. warunki i czas pracy nauczycieli, sytuacja pracowników administracji szkół, przeładowana podstawa programowa oraz udział organizacji pozarządowych w życiu szkół.
– W miasteczku prowadzona będzie kampania informacyjna o złej sytuacji w oświacie. To nie jest wyłącznie problem wynagrodzeń i braku nauczycieli – podkreśla Broniarz.
Na 15 października zaplanowano w stolicy pikietę. Podobne organizowane będą w całej Polsce. W miastach powiatowych przed siedzibami starostw, a w dużych miastach – przed budynkami administracji rządowej i kuratoriami oświaty.
Związkowcy na ten moment nie wykluczają scenariusza zakładającego strajk. Ale żeby mogło do niego dojść, trzeba przejść całą procedurę, która trwa do trzech miesięcy. – W październiku i listopadzie strajku więc nie będzie – zapewnia Sławomir Broniarz.
Nauczyciele z województwa lubelskiego, z którymi rozmawialiśmy na ten temat, takie kalendarium protestu krytykują. – Jestem przeciwniczką strajku, bo jestem przekonana, że nawet tak radykalna forma protestu nie zmieniłaby naszej sytuacji. Strajkowaliśmy przecież, gdy rządził już PiS w 2019 r. i nasze argumenty nie zostały wtedy wysłuchane. Tym bardziej więc pikiety przed urzędami wojewódzkimi, czy miasteczko edukacyjne nie skłoni rządzących do wsłuchania się w to, co mówmy – to głos nauczyciela geografii z powiatu lubelskiego.
– Żadna pikieta, żadne miasteczko nie skłoni ministra edukacji czy premiera do poważnego podejścia do naszych problemów. To absolutnie nic nie da – uważa natomiast wuefista z Lublina. – Jedynie strajk i to nie taki, który sami – powodowani poczuciem obowiązku – przerwiemy po dwóch tygodniach, może zaowocować zmianami naszych wynagrodzeń. Uważam, że taki scenariusz jest jednak niemożliwy, bo nasze środowisko jest bardzo podzielone w kwestii protestów.