Konsul RP na Alasce Stanisław Borucki, rodem spod Tomaszowa Lubelskiego, obchodzi jubileusz półwiecza na ziemi amerykańskiej.
Obchodzi właśnie swoje pięćdziesięciolecie w Ameryce. Postać unikalna w swej pasji działania, skuteczności i optymizmie. TVN zrobił o nim dokument filmowy. Wyrazy uznania składali mu prezydenci Polski i USA. Nasza lubelska duma.
Stanisław Borucki urodził się cztery miesiące przed wybuchem II wojny w podtomaszowskim Źwiartowie. W 1942 roku hitlerowcy rozstrzelali jego ojca, a wychowaniem piątki małych dzieci musiała się zająć już tylko matka.
Jako kilkunastolatek, szukając życiowej szansy, postanowił zostać marynarzem. Wyjechał na drugi koniec Polski, do Szczecina. Jako marynarz wypłynął w 1962 roku w rejs, którego cel był tajemnicą.
Kiedy przepływali na wysokości amerykańskiej bazy w Guantanamo Borucki skoczył do morza i wpław ruszył ku amerykańskiej wolności.
Po przepłynięciu czterech kilometrów, wyłowili go Amerykanie i wzięli za... sowieckiego szpiega. Ostatecznie jednak – dzięki oficerowi polskiego pochodzenia – wyjaśnił, kim jest i o co mu chodzi.
Dostał azyl. Wylądował na Alasce i już się stamtąd nie ruszył. Dostał stypendium na studia. Potem dobrą pracę w koncernie Kirby produkującym sprzęt domowy, w tym uchodzące za najlepsze na świecie odkurzacze.
Został przedstawicielem firmy na Zachodnim Wybrzeżu, wprowadzał ją także do Europy Wschodniej i Środkowej.
Prócz tego inwestował w nieruchomości, budował osiedla mieszkaniowe. Otaczał troską i pomocą Polaków, którzy decydowali się związać z Alaską swe losy.
W 2004 roku w uznaniu rozlicznych zasług dla Polski i Polaków, prezydent RP zaproponował mu urząd konsula honorowego. Źwiartowiak nie odmówił. Trwa na swym posterunku do dziś. Cieszy się ogromnym autorytetem.
To, co robi Stanisław Borucki jest tematem fabularnym. Dziś serdecznie gratulując mu 50 lat amerykańskiej przygody, już zapowiadamy specjalny wywiad z naszym krajanem, jakiego udzielił naszemu wysłannikowi.
Sto lat, Panie Staszku!