Marszałek Sejmu pokonał ministra szefa MSZ i to właśnie on został kandydatem PO na prezydenta. Frekwencja w głosowaniu wyniosła zaledwie 47 procent. Za ten słaby wynik Janusz Palikot wini Grzegorza Schetynę.
Do udziału w głosowaniu uprawnionych było około 46 tysięcy członków Platformy Obywatelskiej. Frekwencja przekroczyła 47 procent.
Zdaniem lubelskiego posła PO, Janusza Palikota frekwencja w prawyborach powinna wynieść około 70 proc., a nie 47 proc. Odpowiedzialnością za taki wynik poseł obarcza Grzegorza Schetynę. Według niego Schetyna nie nadaje się na sekretarza generalnego partii.
– Nie nadaje się właśnie dlatego, że ta frekwencja, która była ambicją Platformy i sekretarza generalnego powinna być w granicach siedemdziesiąciu kilku procent, a nie pięćdziesięciu – powiedział Palikot.
Jednak Bronisław Komorowski uważa, że w związku z wyborami wobec nikogo nie powinno wyciągać się konsekwencji, a frekwencja była na przyzwoitym, średnim polskim, poziomie.
Zdaniem Palikota największym wygranym prawyborów jest Radosław Sikorski, który umocnił swoją pozycję. Poseł PO zdradził, że Sikorski może awansować i być jednocześnie wicepremierem i szefem MSZ.
Zwycięstwo Bronisława Komorowskiego nie jest zaskoczeniem dla Lecha Kaczyńskiego – powiedział prezydencki minister Paweł Wypych. Dodał, że nie jest to również zła wiadomość dla prezydenta.
Zdaniem Wypycha, Donald Tusk od początku wiedział, kto będzie kandydatem PO, dlatego trudno mówić o tym, że prawybory były w pełni demokratyczne.
Prezydent był bardzo lakoniczny – powiedział jedynie, że gratuluje Bronisławowi Komorowskiemu.
Kandydat Lewicy na prezydenta, Jerzy Szmajdziński mówi, że o tym, że wygra Bronisław Komorowski, wiedzieli wszyscy – oprócz jego przeciwnika, Radosława Sikorskiego. Dodaje, że sam wynik jest upokorzeniem dla Sikorskiego, kogoś kto bardzo chciał wygrać i bardzo wierzył, że wygra.
Również wiceprezes PiS Przemysław Gosiewski nie jest zdziwiony wynikiem prawyborów w Platformie Obywatelskiej. Jego zdaniem kandydaci byli tak dobrani, aby z góry zapewnić zwycięstwo marszałkowi Sejmu, a cała kampania była odwróceniem uwagi od ważnych spraw państwowych.
Zdaniem Stanisława Żelichowskiego niewielka, bo około 47-procentowa frekwencja była spowodowana właśnie tym, że żaden z kandydatów nie przedstawił realnego programu. To w jego ocenie zniechęciło wielu działaczy.