Nowych stawek energii nie da się prosto przełożyć na podwyżkę cen. Nie da się tego zrobić bez żadnych konsekwencji – mówi Adam Abramowicz, rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców.
• Które branże najgłośniej alarmują, że jest gorzej niż źle?
– Sklepy spożywcze, gastronomia, hotele. Do tego piekarnie i właściciele małych warsztatów, którzy zużywają dużo energii.
• Jak wielu przedsiębiorców zgłasza wam, że nie przetrwa?
– Trudno to określać w liczbach, ale skala jest duża. Może jeszcze nie upadają, bo dopiero otrzymują rachunki do zapłacenia i umowy do podpisania. Nowych stawek energii nie da się prosto przełożyć na podwyżkę cen. Nie da się tego zrobić bez żadnych konsekwencji. Ktoś na przykład za prąd płacił miesięcznie 20 tys. zł, a teraz dostanie rachunek na 80 tys. zł. To nie jest takie proste, by te 60 tys. z różnicy włożyć w swoją marżę i utrzymać się na rynku. Na rynku, na którym ten przedsiębiorca nie jest sam. Jest zwykle w otoczeniu dużych korporacji. W dużych sieciach handlowych bułka kajzerka kosztuje 35 groszy. Dla mniejszej piekarni już wcześniej taka cena była trudna do uzyskania, a przy tych kosztach energii to kompletnie niemożliwe.
• Małe biznesy zabijają tylko oceny energii?
– Za niektórymi ciągnie się jeszcze sprawa zamknięć covidowych – nie wszyscy dostali rekompensatę wystarczającą do pokrycia strat. Pieniądze z PFR można było rozliczyć tylko w pierwszym kwartale, a firmy były zamknięte jeszcze przez kwiecień, maj i czerwiec. Kolejna rzecz to zamknięty obszar przygraniczny – mimo że są podstawy prawne, to pieniądze nadal nie zostały przedsiębiorcom wypłacone. Sytuacje są różne, ale najbardziej w tej chwili dotykają wzrosty kosztów energii. Kto pierwszy podniesie ceny, ten wypadnie z rynku.
• Jakie przedsiębiorcy mają pomysły, by przetrwać?
– Jeśli ktoś jest bogaty, tak jak korporacje, to może poczekać trzy miesiące aż wykruszą się ci, którzy pieniędzy nie mają. I wtedy dopiero podnieść ceny. Tyle że nasi mali i średni przedsiębiorcy raczej nie mają poduszek finansowych, więc w tej chwili niezbędna jest interwencja rządu. Ja w piśmie do premiera proponowałem, by zamrozić ceny energii elektrycznej na poziomie z czerwca tego roku. Ta cena i tak już dotyka firmy, ale to nie są te szalone podwyżki, które szykują się teraz, na jesieni. Zrobiły to już Czechy i Grecja. Te kraje wprowadziły osłonę dla sektora MŚP.
• Pisze pan do rządu i co dzieje się dalej?
– Dostaję odpowiedzi, że rząd nad tym pracuje. Mam nadzieję, że decyzje zapadną szybko. Minister Waldemar Buda (z Ministerstwa Rozwoju i Technologii – red.) mówił wczoraj, że rząd próbuje na to znaleźć rozwiązanie, ale na razie konkretów nie ma.
• Jak bardzo rośnie szara strefa?
– 1-procentowy wzrost to bardzo dużo. Najczęściej rośnie w tych regionach, gdzie nie ma zbyt dużo pieniędzy na rynku. Przedsiębiorca, który chce utrzymać siebie i rodzinę, musi zapłacić dużą składkę na ubezpieczenie społeczne. Gdy ma pracownika, dochodzi jeszcze płaca minimalna. A ta w żaden sposób nie jest związana z sytuacja gospodarczą powiatu, jest jedna dla całej Polski. Tymczasem rozpiętość średniej powiatowej jest ogromna – od 4 tys. do 10 tys. W efekcie w niektórych regionach urzędowa minimalna wynosi prawie tyle co średnia. W takim wypadku nie ma szans, by zatrudnienie utrzymać. I ludzie schodzą do szarej strefy.