Samolot prezydenta USA to trzypiętrowy skrzydlaty Biały Dom z Gabinetem Owalnym i kuchnią dla stu osób. Ił Władimira Putina ocieka przepychem. – Ma wzmocnione silniki, inaczej nie uniósłby złota, jakiego zużyto na jego wyposażenie – mówią z dumą Rosjanie.
Carski majestat
Przed opuszczeniem pokładu podróżny z Moskwy odświeżył ręce w umywalce o dnie wyłożonym szczerym złotem. Woda płynęła ze złotego kranu, a jej strumień dostojny użytkownik regulował złotymi kurkami.
Przy takiej armaturze projektanci nie mieli już wielkiego pola manewru i także kabinę prysznicową znajdującą się na pokładzie musieli wykończyć "pod kolor”. Nie chodzi tylko o krany, prysznic i pokrętła: złotem wykończone są nawet prowadnice drzwi kabiny.
Całe wnętrze maszyny Putina pełne jest detali z cennego kruszcu i nawiązuje stylistyką do kremlowskich komnat. W zamyśle twórców ma obrazować carski majestat jego władzy oraz potęgę i bogactwo Rosji. Oprócz kilku saloników, sypialni i kuchni jest tu nawet sala konferencyjna z okazałym stołem, przy którym w razie potrzeby można odbyć posiedzenie rządu.
Basen na pokładzie
– To rzeczywiście luksusowo wyposażony samolot, ale kilka na świecie, latających m.in. na Bliskim Wschodzie, mogłoby go przebić – mówi Rafał Gontar z firmy Chapman-Freeborn, zajmującej się wynajmem i czarterem samolotów pasażerskich. Ludzie mający niewyobrażalne dla zwykłych śmiertelników pieniądze, mają też nieograniczoną fantazję. Jeden z arabskich szejków zamówił np. wielkiego airbusa A-380 z basenem na pokładzie.
Głowy państw zazwyczaj stronią od takich ekstrawagancji, gdyż ich samoloty kupowane są za pieniądze podatników. Mimo to maszyny, którymi latają, są często imponujące.
Nie chodzi tylko o przepych panujący we wnętrzach. Dech zapiera także pokładowe wyposażenie i elektronika, zupełnie inna od stosowanej w typowych maszynach pasażerskich.
Skrzydlaty cud
Prezydenta USA w dalsze podróże zabiera Boeing 747-2G4B, czyli Jumbo Jet. Tylko z zewnątrz – nie licząc prezydenckich emblematów – przypomina typową maszynę.
Można powiedzieć, że przy luksusie Iliuszyna 96-300, z którego korzysta Władimir Putin Air Force One to zaledwie klasa ekonomiczna, ale brak ociekających złotem zdobień nadrobiono z nawiązką innymi niezwykłymi zaletami. Samolot prezydencki to w istocie latający Biały Dom, złożony z trzech kondygnacji, na których pomieszczono Gabinet Owalny, kilka sal narad i liczne sypialnie. Jest też kuchnia, w której przez tydzień można przyrządzić posiłki dla stu osób naraz, a nawet wyposażona na poziomie klinicznym sala operacyjna.
Air Force One to podniebne stanowisko dowodzenia na wypadek wojny, odporne na promieniowanie związane z atakiem jądrowym. Samolot przystosowano do tankowania w powietrzu. Na pokładzie są niezależne centrale telefoniczne i 85 aparatów do rozmów z całym światem, a także 20 monitorów, pozwalających śledzić obraz pobierany z 57 anten.
Jest też system umożliwiający bezpośrednią łączność z dowództwami wszystkich rodzajów sił zbrojnych USA, atomowych łodzi podwodnych, czy eskadr myśliwców.
W razie ostrzału samolot może się bronić przy użyciu Flar. Wystrzelone z samolotu tworzą przed pociskiem naprowadzanym na podczerwień źródło promieniowania cieplnego silniejsze od emitowanego przez silniki Boeinga. Jeśli w kierunku Air For-ce One zmierza pocisk sterowany radiowo, samolot broni się Chaff'em (rozrzucone cząstki metalu, emitujące silniejszy sygnał radarowy).
Inni latają biedniej
Poza przywódcami USA i Rosji nikt z polityków nie dysponuje porównywalnymi maszynami. Szefowie państw europejskich bynajmniej nie latają jednak jak biedacy, ponieważ samolot w barwach państwowych jest uważany w świecie wielkiej polityki za istotny symbol władzy.
Z raportu sporządzonego przez firmę Chapman-Freeborn dla portalu Samoloty.pl wynika, że rząd Czech w 2007 roku kupił dwa airbusy 319 CJ. Samoloty te zastąpiły wysłużone Tupolewy 154. Prezydent i premier naszych południowych sąsiadów nigdy nie latają samolotami rejsowymi, nawet w podróżach prywatnych.
Znacznie większą flotę rządową ma Hiszpania. Jej trzon tworzy aż pięć długodystansowych odrzutowców Falcon 900B, poza tym trzy duże odrzutowce Boeing 707, które oprócz przewozu VIP-ów mogą pełnić funkcję latających cystern dla wojska. Rząd Hiszpanii ma też dwa duże odrzutowce airbus 310 i pięć małych odrzutowców średniego zasięgu Cessna Citation II i Cessna Citation V oraz turbośmigłowce.
Graty w służbie RP
Przestarzałymi maszynami wyprodukowanymi w byłym ZSRR latają jeszcze tylko rządy trzech państw w Europie: Ukrainy, Białorusi i Polski. Co rusz psujące się Tupolewy 154M przynoszą nam wstyd na całym świecie. Obie maszyny będące na wyposażeniu polskiego rządu są z 1990 roku; tak samo jak amerykańskie Air Force One (prezydent USA ma do dyspozycji dwie identyczne maszyny).
Tylko że samoloty zza oceanu kosztowały ponad 250 mln dolarów za sztukę i były cudem techniki, a za nasze TU zapłaciliśmy po 3 miliony, bo już w chwili zakupu były przestarzałe.
Bo za drogie
Stan polskich samolotów rządowych nie tylko ośmiesza nasz kraj, ale także zagraża bezpieczeństwu korzystających z nich osób. Dowodzące tego opowieści można mnożyć, ale po co, skoro media regularnie informują na ten temat.
Kilka głów państw – m.in. były prezydent Czech Vaclav Havel ze strachu odmówiło lotu polskim Tupolewem 154. Mimo to kolejne rządy odwlekają jak mogą zakup nowej floty powietrznej dla VIP-ów – kilka dni temu do tego grona dołączył rząd Donalda Tuska.
Na nowe maszyny trzeba wydać dziesiątki milionów dolarów, a to może spotkać się z krytyką. Politycy wolą się nie narażać, nawet jeśli muszą z tego powodu ryzykować własnym życiem.
– Zakup samolotu Boeing Business Jet, mogącego zabrać na pokład od 24 do 63 osób to wydatek rzędu 65 mln dolarów – informuje Rafał Gontar. – Airbus A319 CJ, z jakiego korzystają władze Czech mieści na pokładzie 48 osób i kosztuje 75 mln dolarów.