Syte społeczeństwa, jak nasze, nie są kompletnie przygotowane na takie katastrofy. To powinien być ważny element edukacji – mówi Piotr Skrzypczak z lubelskiego stowarzyszenia Homo Faber, który od niedzieli jest w zniszczonym przez powódź Tbilisi.
• Jak znalazłeś się w stolicy Gruzji?
Lubelskie Centrum Kultury zaprosiło mnie na ArtAttack (szereg wydarzeń organizowanych przez artystów z Lublina w Tbilisi – red.). Miałem przez trzy dni popracować z ludźmi w obszarze animacji społecznej. Poopowiadać o naszych doświadczeniach, a na koniec wspólnie zrobić jakąś pozytywną rzecz w praktyce, np. upiększając jakieś miejsce. Przyleciałem w niedzielę nad ranem, tuż po feralnej burzy.
• Kiedy wysiadłeś na lotnisku, co zobaczyłeś?
Kierowca nic mi nie powiedział, bo nie mówił po angielsku. Po drodze nic nie widziałem poza ciężarówkami z żołnierzami. Zniszczony jest tylko kawałek miasta, z zupełnie innej strony niż lotnisko – więc dojechałem bez przygód. I poszedłem spać. Słyszałem jakieś odgłosy miasta, karetki, ale myślałem, że to norma.
• Kiedy dowiedziałeś się, że przez miasto przeszedł taki kataklizm?
Rano napisał do mnie lokalny koordynator. Właściwie podesłał link do zdjęcia... I wszystko było jasne.
• Pierwotne plany legły w gruzach.
Zdecydowanie. Trudno robić warsztaty na temat upiększania miasta czy pokazywać system naprawy kosza na śmieci w obliczu takiej tragedii. Do wtorku znaleziono 17 ofiar.
• Czym się zatem zająłeś?
Daliśmy znać ludziom, że odwołujemy warsztaty i zachęcamy do pomocy. Choć jak się okazało, nikogo nie trzeba było zachęcać. W niedzielę zabraliśmy łopaty, rękawice i pojechaliśmy do centrum dowodzenia. A tam setki ludzi, którzy chcą pomagać. I to trochę przerosło władze. Zabrakło koordynacji wolontariuszami. Każdy próbuje się czegoś dowiedzieć, dzwonić po znajomych, pytać. I często jest tak jak dzisiaj z nami. Jeździliśmy z miejsca na miejsce, a tam okazywało się że ludzi jest za dużo. Albo pracuje ciężki sprzęt. Na szczęście udało się porozumieć z ZOO i dla nich zrobiliśmy zakupy. Kupiliśmy m.in. ogrodowy basen dla małych pingwinków.
• Podczas powodzi z ZOO uciekło dużo dzikich zwierząt.
To duże miasto, tu nie czuje się strachu. To raczej ciekawostka. Choć jest ostra dyskusja na temat ich zabijania...
• Życie w Tbilisi powoli wraca do normy? Czy jeszcze daleko do takiego stanu?
Cześć miasta w ogóle nie ucierpiało, więc życie toczy się normalnie. W niedzielę drogi były poblokowane, na ulicach pusto. Od poniedziałku powoli wraca wszystko do normy. Poza oczywiście zniszczonymi okolicami rzeczki, która wylała.
• A z czego może wynikać to, że wylanie takiej rzeczki spowodowało aż takie ogromny straty i tyle ofiar śmiertelnych?
Bezmyślność projektantów. Upchnęli górską rzeczkę, a w niektórych miejscach wielką rzekę – w rurę. Więc podczas ostrej burzy rura się zapchała i porozsadzała okolicę. Tym bardziej, że to rzeczka spływająca z gór, zbierająca cała wodę z okolicy. Szczyt głupoty! Poza tym jest też problem lokalizacji ZOO i schroniska dla psów. Nie powinny być w tym miejscu. Woda kompletnie zmiotła schronisko.
Mam jeszcze jedną uwagę. Teraz najważniejszy test dla lokalnej społeczności to kolejne dni, tygodnie i miesiące. Bo teraz jest pospolite ruszenie. Pytanie czy wystarczy energii na pomoc kiedy już emocje opadną. Ale patrząc na to co się tu dzieje, wierzę, że wystarczy.