Sytuacja w Peru po ogłoszeniu rezultatów wyborów prezydenckich, z których wynikało, że wygrał 77-letni Pablo Pedro Kuczyński, wybitny ekonomista i były premier o korzeniach wielkopolskich, komplikuje się.
Po przeliczeniu niemal 95 procent głosów jego rywalka Keiko Fujimori zbliżyła się na odległość 0,6 procent. Oczekiwane są wyniki z odległych części peruwiańskiego interioru i oddane za granicą.
Szef Krajowego Biura Wyborczego (ONPE) Mariano Cucho zakomunikował, że ostateczny wynik może zostać ogłoszony za kilka dni, lecz nie później niż w następny poniedziałek.
Zdążono już bowiem zgłosić protesty do 1,5 procent głosów oddanych i uznanych za ważne. Jakkolwiek tradycja składania protestów wyborczych jest w Peru silna, to nigdy dotąd nie było tak małego marginesu przewagi jednego z kandydatów. Zwykle odrzucano około 90 procent protestów. Teraz jednak wszystko wymaga szczególnej staranności.
Jak twierdzą zwolennicy liberała Kuczyńskiego, populistka Fujimori ma o co walczyć i będzie to robić do upadłego. Chodzi bowiem o odbudowanie reputacji nazwiska, które jej ojciec, Alberto Fujimori, splamił zaprowadzając dyktatorskie i represyjne rządy, których naród nie mógł znieść, a on sam ratował się ucieczką do Japonii. Po wielu latach zabiegów ekstradycyjnych, udało się jednak osądzić w Peru despotę i skazać na 25 lat więzienia.
W retoryce kampanii wyborczej rywalka zarzucała Kuczyńskiemu, że jest reprezentantem interesów amerykańskich i światowego kapitału. Twierdzi, że to ona wygra, bo taka jest wola ludu peruwiańskiego. Wypada zatem poczekać do ostatecznego komunikatu wyborczego.