Rozmowa ze Stanisławem Cioskiem, byłym ambasadorem Polski w Moskwie.
– Właśnie oglądam telewizję i identyczną opinię wyraża Jerzy Bar, ambasador Polski w Rosji. Postawa władz z prezydentem Miedwiediewem i premierem Putinem na czele jest bez precedensu.
• Czy na tej glebie wyrośnie trwała poprawa naszych wzajemnych relacji?
– Wierzę w to znacznie bardziej aniżeli w to, że będziemy tu w Polsce dla samych siebie tacy dobrzy i szlachetni, jak teraz deklarujemy w obliczu tragedii. Oczywiście obecność nieprzebranych tłumów na ulicach Warszawy podczas powitania trumny z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego robi ogromne wrażenie, ale boję się, że w kwestii naszych wewnętrznych sporów, kłótni i awantur wszystko wróci do smutnej normy, podobnie jak po śmierci Jana Pawła II. Natomiast efekt w stosunkach polsko-rosyjskich może być trwały i mieć charakter przełomowy.
• Pan nie jest człowiekiem, który lubi mówić o przełomach w polityce.
– Rzeczywiście, dla mnie polityka to długofalowy proces. Trzeba jednak pamiętać, że stosunkom polsko-rosyjskim przeszkadzała głównie warstwa emocjonalna. Nie mam na myśli zwykłych ludzi, bo tu relacje zawsze były dobre, ale elity polityczne obu narodów.
• Teraz pękła dzieląca nas ściana złych emocji?
– Wizyta premiera Putina w Smoleńsku i w sobotę, i w niedzielę przy pożegnaniu trumny z ciałem prezydenta, słowa Miedwiediewa i wreszcie gest Putina, który po modlitwie przy wraku samolotu pomógł wstać z klęczek Tuskowi i go objął: tego rodzaju wzruszających gestów było bardzo dużo. Fundamentalne znaczenie ma też gest dotyczący wyświetlenia w niedzielę wieczorem filmu "Katyń” Andrzeja Wajdy na pierwszym kanale telewizji, który jest powszechnie oglądany od Kamczatki po Smoleńsk. To wszystko już się stało i zarazem pękła psychiczna, emocjonalna zapora między Rosją a Polską. I możemy być pewni, że owocem tych zdarzeń będzie przełom w stosunkach polsko-rosyjskich.
• Na czym będzie on polegał?
– To wreszcie będą normalne stosunki. Nie padniemy sobie w objęcia i nie będziemy się wzajemnie miłować, ale relacje będą racjonalne: tam, gdzie będzie można, będziemy się przyjaźnili, czego dotychczas nie było; gdzie trzeba, będziemy się liczyli, a gdzie to będzie konieczne, będziemy toczyć spory. Na tym polegają naturalne stosunki sąsiedzkie, których nam brakowało.
• Dostrzega pan inne wartości zrodzone w bólu ostatnich dni?
– Oczywiście, dwie. Po pierwsze fakt, że "Katyń” Wajdy trafił wczoraj do świadomości milionów Rosjan już nie za pośrednictwem niszowego kanału Kultura, ale masowej telewizji. Dzięki temu sprawa Katynia trafia do świadomości społeczeństwa, które dotychczas słyszało o niej w znikomym stopniu. Władze Rosji będą musiały teraz dogłębnie wyjaśnić, czym był ten Katyń, skoro premier Putin i prezydent Miedwiediew pochylają głowę w tak nadzwyczajnych gestach, by oddać cześć jadącemu tam i ginącemu prezydentowi Polski i wielkiej części naszej elity. Na miłość boską, symbolika tego jest niesamowita, a więc ogół Rosjan pozna tę część prawdy o stosunkach z Polską i zrozumie, dlaczego my przywiązujemy do tego tak wielkie znaczenie.
• A druga wartość?
– W Katyniu na naszej części cmentarza każdy zamordowany oficer ma swoją tabliczkę, bo wielkim wysiłkiem wszystkich zidentyfikowaliśmy. A po stronie rosyjskiej tego kompleksu hula wiatr, chociaż leży tam kilka razy więcej ofiar. Rosja będzie musiała rozpoznać swoje ofiary tu i na tysiącach innych cmentarzysk. Będzie musiała wziąć się za bary ze swoją przeszłością,