Tradycyjnie, jak co roku, w Dzień Wszystkich Świętych, grono najbliższych przyjaciół i znajomych oddało hołd profesorowi Janowi Karskiemu na waszyngtońskim cmentarzu Góry Oliwnej.
Grób Poli i Jana Karskich, podobnie jak identyczny Mariana Kozielewskiego urzekają swoją skromnością. Kiedy pułkownik Kozielewski zginął tragicznie, zgodnie z jego wolą, brat wystawił mu najprostszy pomnik nagrobny. Taki sam, zawczasu, przygotował dla siebie i swej małżonki.
Dla wielu odwiedzających to miejsce, tak skromna forma upamiętnienia wydaje się wręcz szokująca. Kiedy w 1996 roku realizowane były na cmentarzu zdjęcia do filmu dokumentalnego o bohaterze, jeden z członków ekipy zapytał niby-żartem, dlaczego te pomniki, tak bardzo... nie rzucają się w oczy. Profesor zapytał: "A powinny?”. Tym zamknął temat definitywnie. Pytającemu zrobiło się głupio.
Kiedyś, odwiedzając to miejsce jeden z miliarderów, wręcz zadeklarował, że wystawi bohaterowi "godny pomnik”. Kiedy usłyszał historię przytoczoną wyżej, szybko zrozumiał sens słów Karskiego. Wymiar ludzki nie ma nic wspólnego z rozmiarem nagrobka.
Te groby powinny pozostać, takimi, jakimi je wystawił Jan Karski. Naturalnie powinny być zadbane. Z tym bywało różnie. Kiedyś pomnik nagrobny Karskich omal się nie przewrócił, bo woda wymyła spod niego ziemię, na której posadowiono go bez mocnej podmurówki. Po upublicznieniu tego zdarzenia, Ambasada RP w Waszyngtonie zajęła się naprawą.
Podczas spotkania przy grobie bohatera, wspominano go oraz zgodnie z tradycją wzniesiono toast ulubionym przez Profesora "manhattanem”, przygotowanym wcześniej. Parę kropel – zgodnie z jego życzeniem – uroniono na skromny nagrobek.