Rzędziany. Jest jedno ciało. Drzwi samochodu pozamykane, można wyciągać – usłyszeli od nurka ratownicy parę minut po godzinie 9. W czwartek rano w okolicach Rzędzian wydobywali oni z Narwi nissana, którym jechali, zaginieni w nocy z piątku na sobotę, dwaj geolodzy
Nie wiadomo, co stało się z drugim geologiem, 26-letnim Piotrem Patelskim, mieszkańcem województwa wielkopolskiego. W jednych z drzwi auta nie było szyby. Możliwe, że mężczyźnie udało się wydostać z samochodu.
Najbardziej prawdopodobna wersja jest taka, że uciekł z auta, ale porwał go nurt rzeki. Jak mówią strażacy, przy takiej pogodzie mało prawdopodobne jest to, że wydostał się na brzeg. Policjanci jednak cały czas uznają go za zaginionego, bo nie ma pewności, czy był w nissanie, kiedy auto wpadło do rzeki.
W czwartkowej akcji poszukiwawczej brały udział dwie grupy strażaków-nurków. Najpierw w Narwi w okolicach Rzędzian nurkowali pożarnicy z Moniek. To oni ocenili sytuację i określili ułożenie nissana w rzece.
Zdecydowali, że można bezpiecznie wyciągnąć go z wody. Gdy okazało się, że w środku jest tylko jeden geolog, po raz drugi weszli do wody. Poszukiwali 26-latka przez około 15 minut. Potem musieli wyjść, bo niska temperatura była dla nich zbyt groźna. Poza tym, zamarzły aparaty tlenowe i kombinezony.
Wezwano kolejnych strażaków-nurków. Ok. godz. 12 przyjechała grupa z Łomży. Miała szukać drugiego geologa do godz. 14.30. Niestety, mroźna pogoda zmusiła łomżan do wcześniejszego zakończenia poszukiwań.
Pod wodę mogli się zanurzyć maksymalnie na 3 minuty. Poszukiwania w wodzie nie będą kontynuowane, chyba że zmienią się warunki atmosferyczne. Zaginionego można wypatrywać tylko z brzegu.
– Wszystkie pobliskie jednostki poinstruowane są, by obserwować rzekę – powiedział nam w czwartek Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy podlaskiej policji.
Akcja poszukiwawcza trwała od soboty rano, gdy koledzy geologów zauważyli, że nie ma ich w kwaterze w Rzędzianach. Powiadomili policjantów.
Ci prowadzili poszukiwania razem ze strażakami, funkcjonariuszami Straży Granicznej i pracownikami Narwiańskiego Parku Narodowego. To pogranicznicy, lecący śmigłowcem, w środę po południu dostrzegli, że na zakręcie Narwi pod wodą może być samochód.