Choć zapłacili za mieszkania, mogą wylądować na bruku. Jedenastu rodzinom z Koszyc grozi eksmisja przez długi dewelopera.
Jedenaście rodzin z Koszyc pod Tarnowem żyje w ciągłym stresie. - Nie dopuszczę, by moje dzieci straciły dach nad głową. Będę walczył o swoje. Każdy, kto będzie próbował wejść do mojego mieszkania, będzie bandytą, bo za nie zapłaciłem – denerwuje się Krystian Sumara.
Kiedy kilka lat temu rodzina Sumarów kupiła mieszkanie w Koszycach, nic nie zapowiadało problemów.
- Zaczęliśmy planować rodzinę, znaleźliśmy ogłoszenie, blisko teściów, blisko mojej rodziny. Trzy bloki były już wybudowane. Postanowiliśmy podpisać umowę deweloperską. Ale wcześniej sprawdzaliśmy ofertę na wszelkie możliwe sposoby, żeby nie kupić kota w worku – zapewnia Sumara.
- [Deweloper – red.] nie miał zadłużenia, proponował umowę deweloperską w formie aktu notarialnego, co miało być zabezpieczeniem notarialnym – dodaje żona Sumary, Justyna.
Inni mieszkańcy także sprawdzali dewelopera przed kupnem mieszkania. - Sprawdziłem księgi wieczyste, wszystko wydawało się ok. Umówiłem się u notariusza, wziąłem kredyt i kupiłem mieszkanie – mówi Przemysław Królik.
Choć mieszkańcy mieli umowę deweloperską w formie aktu notarialnego, deweloper przez kilka lat odwlekał podpisanie umowy przenoszącej własność lokali. W tym czasie bez pozwolenia na budowę rozpoczął kolejną inwestycję i popadł w długi. Jego wierzyciel wpisem w księdze wieczystej zablokował możliwość przepisania mieszkań na lokatorów.
- Mając akty myśleliśmy, że nic nam nie zrobią, że wierzyciele nas nie zaskoczą. Ale okazuje się, że nie w Polsce. Deweloper twierdził, że wpis hipoteczny to błaha sprawa. To było tylko nieporozumienie, że on już wszystko ma załatwione – mówi Krystian Sumara.
- Był nawet wyznaczony termin, że będą sporządzone dla nas akty notarialne i oficjalnie zostaniemy właścicielami tych mieszkań. Dzień wcześniej zadzwoniliśmy do notariusza, ale okazało się, że spotkanie jest nieaktualne – dodaje inna lokatorka, Monika Skrzypczyńska.
Mieszkańcy przerażeni obrotem spraw sami zaproponowali pomoc deweloperowi. - Chcieliśmy przyspieszyć sprawę zanim zaczęło się robić z tego bagno. Zrobiliśmy spotkanie w bloku ze wszystkimi mieszkańcami, chcieliśmy wziąć pożyczkę i spłacić go. A on nie chciał – mówi Krystian Sumara.
Gdy nowi wierzyciele robili kolejne wpisy w księdze wieczystej, deweloper sprzedawał mieszkania w kolejnym budynku. Wtedy mieszkańcy czując się oszukani powiadomili prokuraturę. Złożyli też pozew, w którym domagali się przeniesienia na nich własności mieszkań przez sąd.
- Myśleliśmy, że sprawa będzie prosta. Okazuje się, że trwa to już pół roku. Pierwsza rozprawa, po dziewięciu miesiącach oczekiwania, trwała pięć minut – mówi Sumara.
Sąd na długo wyczekiwanej rozprawie nie wydał wyroku, ale powołał biegłego i zlecił przygotowanie opinii. Oznaczało to stratę kolejnych, cennych miesięcy.
- Tam jest kilkanaście mieszkań. To wszystko trzeba obmierzyć. Jest też nieruchomość gruntowa, biegły musi to zweryfikować. Toczy się równolegle egzekucja nieruchomości. Rzeczywiście mieszkańcy mogę czuć się zagrożeni. Czynności komornika też mogą potrwać – mówi Irena Choma-Piotrowska, sędzia Sądu Okręgowego w Tarnowie.
Jednak zagrożenie zbliża się do mieszkańców wielkimi krokami. Kilka tygodni temu dostali od komornika zawiadomienie o oszacowaniu wartości ich mieszkań i całego budynku. To pierwszy krok do sprzedaży licytacyjnej nieruchomości i w konsekwencji eksmisji.
- Bank jest stanowczy, chce wypowiedzieć nam umowę sygnalizując, że będziemy mieć miesiąc na spłatę ponad 100 tys. zł – mówi Łukasz Imiołek, jeden z mieszkańców.
- Nie wiemy, co mamy zrobić. Kogo prosić o pomoc. Nie mamy tych pieniędzy, nie mamy skąd ich wziąć – dodaje jego żona Joanna.
- Mój mąż został zmuszony, żeby wyjechać za granicę. Jesteśmy w krytycznej sytuacji. Gdzie ja się podzieję z trójką dzieci? Będziemy musieli coś szukać na wynajem i w tym czasie spłacać wszystkich ludzi, od, których mamy pożyczone pieniądze na to mieszkanie – mówi Monika Skrzypczyńska.
Tarnowska prokuratura umorzyła sprawę.
- Dla przyjęcia oszustwa musielibyśmy móc wykazać, że ten inwestor przyjmując pieniądze od swoich klientów, podpisując umowy deweloperskie, na samym początku założył, że się z tej umowy nie wywiąże. A tutaj powstała nieruchomość, lokatorzy się wprowadzili. Potem nastąpił nieszczęśliwy zbieg okoliczności, bo przecież zapłacili za nieruchomości, a nagle okazuje się, że tytuł prawny nie został na nich przeniesiony – mówi Marcin Stępień z Prokuratury Rejonowej w Tarnowie.
Mieszkańcy ustalili, że deweloper mimo zadłużenia, dysponuje dużym majątkiem.
- Znaleźliśmy ogłoszenie w internecie, że szuka pomocy do domu w postaci sprzątaczki oraz instruktora nauki jazdy konnej. Ma pieniądze skoro zatrudnia ludzi, ale nie spłaca swoich wierzycieli. To jest absurd – przekonuje Przemysław Królik.
Dewelopera Andrzeja K. spotkaliśmy, gdy wyjeżdżał z wiejskiej posiadłości, na którą trafili mieszkańcy Koszyc.
- Nie oszukałem ich – twierdzi mężczyzna i dodaje, że chce rozmawiać z poszkodowanymi mieszkańcami. – Napisałem smsa, bo chciałem się z nimi spotkać. Z prawnikiem, nie z nimi.
Dlaczego Andrzej K. nie sprzedał swoich nieruchomości, by spłacić dług? - Oni mają dostać mieszkania. Jest takie prawo. Siadł komornik i odkręcam to.
Lokatorzy nie wpuścili komornika, gdy ten przyszedł ocenić wartość mieszkań. Wiedzą jednak, że za kilka miesięcy komornik będzie mógł wrócić do Koszyc z policją.
- Prowadziliśmy z nim rozmowę, żeby się wstrzymał, że mamy w toku sprawę, że jesteśmy na finiszu. Komornik powiedział, że jego to za bardzo nie interesuje, że on to zlicytuje. Że musimy ponieść konsekwencje naszego postępowania. Konsekwencje głupoty, jakim było kupowanie mieszkania u Andrzeja K. – mówi Sumara.
Komornik sądowy Andrzej Czosnyka twierdzi, że nie przypomina sobie, by mówił, że za głupotę się płaci. - A to coś złego, jeżeli ktoś mówi, że za błędy, czy głupotę się płaci? To samo życie.
Czy mieszkańcy bloku w Koszycach popełnili błędy? - Faktycznie mieszkańcy dopełnili wielu czynności, aktów staranności, bo zawarli akty notarialne jeżeli chodzi o umowy wstępne, swoje roszczenie ujawnili w księdze wieczystej. Ta sytuacja jest zbiegiem niekorzystnych okoliczności, które leżą po stronie dewelopera i trudne były do przewidzenia na początku – przyznaje sędzia Irena Choma-Piotrowska.
Pod koniec grudnia nastąpił zwrot w sprawie. Tarnowski sąd uznał racje mieszkańców bloku i orzekł przeniesienie na nich własności kupionych mieszkań. Wyrok nie jest jednak prawomocny, a złożenie przez wierzycieli dewelopera apelacji, przedłuży stan niepewności lokatorów o kolejne kilka miesięcy.