Redukcja zatrudnienia w kraśnickiej firmie Tsubaki-Hoover Polska będzie mniejsza, niż wcześniej zapowiadano. Ale przyszłość zakładu nadal stoi pod znakiem zapytania.
- Właściciel wydał duże pieniądze na zakup firmy i oczekuje, że inwestycja się zwróci. Na razie nie jest zadowolony. W innych jego zakładach w USA i Japonii posunięto się nawet do zredukowania zarobków członków zarządu - informował podczas spotkania antykryzysowego, zorganizowanego w Kraśniku w poniedziałek przez samorząd Grzegorz Wrona, dyrektor Rozwoju Strategicznego Tsubaki-Hoover Polska.
W Polsce może być jeszcze gorzej. Może się powtórzyć scenariusz węgierski. - Jeżeli wyczerpią się wszystkie możliwości i nie uda się przetrwać tego roku, to może dojść do konsolidacji naszego zakładu z innym w grupie - mówił dalej dyrektor Wrona.
Na razie firma zwalnia ludzi. Początkowo zamierzała zredukować zatrudnienie o 80 osób z prawie 500-osobowej załogi. Po konsultacjach ze związkami zawodowymi udało się tę liczbą zmniejszyć do 61. Prognozy nie są jednak dobre, a pracownicy żyją w ciągłej niepewności.
- Japoński zarząd bardzo dużo uwagi przywiązuje do wyliczeń, dla nich zysk jest najważniejszy. Jako związkowcy wybieramy mniejsze zło. Chcemy ratować ludzi, którzy poza tą jedną firmą nie mają innych źródeł utrzymania - tłumaczy Zbigniew Bartysiak, przewodniczący Związku Zawodowego NSZZ "Solidarność” Tsubaki-Hoover Polska.
Firmę mogą uratować dodatkowe zamówienia, a tych brakuje. Główny odbiorca, firma japońska Koyo, drastycznie je zmniejszyła.