Sąsiedzi: Przez ten smród siedzimy w domu jak szczury. Właściciel kurnika: Ferma była tu pierwsza. A miasto umywa ręce.
– Walczymy nie tylko z kurami, ale też przepisami i urzędnikami. Nikt nie chce nam pomóc – ubolewa Zdzisław Ostrowski, jeden z 31 osób protestujących w tej sprawie.
Kurzą fermę ze wszystkich stron otaczają domki jednorodzinne.
– Jedyna rzecz, która udało nam się wywalczyć do tej pory, to zdemontowanie wentylatorów w oknach od strony domów położonych najbliżej kurnika – mówi Ostrowski. – Ja odgrodziłem się od fermy wysokim murem, ale ze smrodem tak się nie wygra – dodaje.
Skargami mieszkańców zajmował się już Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Lublinie. Inspektorzy badali m.in. glebę przy kurniku.
– W stosunku do próbki porównawczej pewne wskaźniki były podniesione (chodziło głównie o związki azotu – red.). Ale prawo nie określa ich dopuszczalnego stężenia w glebie. Nie ma również regulacji prawnych w zakresie odorowym – mówi Grzegorz Uliński z WIOŚ w Lublinie. – Sprawa jest o tyle trudna, że nie mamy się do czego odnieść w przepisach. Bo nie możemy mówić o zanieczyszczeniu, tylko o uciążliwości.
Ale władze Kraśnika umywają ręce. – Nie mamy żadnych prawnych możliwości interwencji. Ekspertyzy wskazują, że ferma nie ma żadnego negatywnego oddziaływania na środowisko – mówi Michał Mulawa, rzecznik Urzędu Miasta w Kraśniku.
– Zdajemy sobie sprawę z uciążliwości, ale nie możemy walczyć z przedsiębiorcami – dodaje.
Mieszkańcy się jednak nie poddają. – Apelujemy do miejskich radnych, by skłonili urzędników Ratusza do podjęcia jakiś działań. Tak się przecież nie da żyć – mówią protestujący mieszkańcy.