

Po co w urzędzie wykrywacz podsłuchów? Odpowiedzi na to pytanie szuka nowy wójt Zakrzówka. Jego poprzednik tłumaczy, że nie jest to urządzenie profesjonalne, tylko gadżet, który urząd dostał przy zakupie alkotestu.

Podręczny wykrywacz i lokalizator wszelkich urządzeń podsłuchowych kupiono w czerwcu 2010 roku. – Faktura opiewa na kwotę 450 zł. Czekam właśnie na opinię eksperta, czy taki zakup był zasadny i zgodny z prawem – dodaje Lemiecha.
Nietypowemu wyposażeniu urzędu dziwią się też mieszkańcy gminy. – Pierwszy raz o tym słyszę. Poza tym, nie sądzę, żeby ktoś chciał wójta podsłuchiwać – mówi Marek Błędowski z Zakrzówka.
– W życiu bym nie pomyślał, że coś takiego mogą mieć w gminie – stwierdza pan Jan. – Ale jak przychodzi nowy wójt, to przeważnie zawsze coś znajduje na swojego poprzednika – dodaje.
Według pracowników agencji detektywistycznych, nie jest to jednak profesjonalne urządzenie. – To taki gadżet. Ceny profesjonalnego sprzętu zaczynają się od 10 tys. zł – wyjaśnia jeden z lubelskich detektywów. – Urządzenie może wykryć, ale tylko podobnego rodzaju zabawkę. Jeśli podsłuch będzie lepszej jakości, to raczej tym się nic nie zdziała.
Były wójt zapewnia, że nie był to celowy zakup, a raczej prezent do innego przedmiotu zakupionego przez urząd. – To gadżet, który dostałem kupując alkotest – tłumaczy Andrzej Cieśla. – Zaproponował mi go pracownik firmy, gdzie robiliśmy zakupy. Pamiętam, że utargowałem przy tym jeszcze 30 zł. Alkotest kupiłem, wójt ma przecież prawo sprawdzić stan trzeźwości swoich pracowników. Kiedy przyszła przesyłka, razem z informatykiem stwierdziliśmy, że to urządzenie to "pic na wodę”.
Samorządowiec zapewnia, że urządzenia nie używał. – Kto miałby podsłuchiwać wójta? – pyta Cieśla. – Zresztą, ja żadnych tajemnic nie miałem. Mam czyste sumienie.
Tłumaczenia te nie przekonują jednak obecnego wójta. – Nie ma faktury na alkotest. Jest tylko na wyrywacz urządzeń podsłuchowych RFD 6000 – mówi.