Jest wyrok w sprawie byłej księgowej z urzędu gminy w Woli Mysłowskiej. Ewa K. został skazana za zdefraudowanie ponad 200 tys. zł. Kobieta przelewała sobie pieniądze z pracowniczej kasy zapomogowej.
Sprawę rozstrzygnął we wtorek Sąd Okręgowy w Lublinie. Kobiecie groziło do pięciu lat za kratami. Ewa K. została skazana na dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. Sąd uznał, że lepiej by pozostała na wolności i miała szansę na naprawienie szkód. Nie będzie to proste, ponieważ Ewa K. jest obecnie rencistką, a zgodnie z wyrokiem sądu musi zwrócić nieco ponad 201 tys. zł. Do tego należy doliczyć 4 tys. zł grzywny. Sąd zobowiązał ją również do pokrycia 13 tys. zł kosztów, jakie urząd gminy w Woli Mysłowskiej poniósł w związku z procesem.
Ewa K. od początku postępowania, które rozpoczęło się w 2017r. nie przyznawała się do winy. Sąd nie miał jednak wątpliwości, że kobieta wyprowadziła z gminnej kasy ponad 200 tys. zł.
– Kiedy sprawa wyszła na jaw pani Ewa przyszła do mnie z płaczem. Mówiła, że nie wie, jak to się stało. Może popełniła jakiś błąd. Nie pozostało mi nic innego, jak zwolnić ją dyscyplinarnie – wspominała na początku procesu wójt Woli Mysłowskiej.
Ewa K. od lat pracowała w tamtejszym urzędzie gminy. Miała opinię sumiennego i fachowego pracownika. Przełożeni powierzali jej coraz poważniejsze obowiązki. W ostatnich latach swojej pracy Ewa K. zajmowała się głównie rozliczaniem płac urzędników i nauczycieli. Odpowiadała też za księgowość pracowniczej kasy zapomogowo pożyczkowej. Śledczy dowiedli, że w latach 2007 – 2013 kobieta wykorzystywała swoje stanowisko, by wyłudzać pieniądze. Pracownicy urzędu zaczęli podejrzewać, że księgowa oszukuje. Poinformowali o sprawie wójta, który powołał wewnętrzną komisję.
Okazało się, że Ewa K. jedne świadczenia zaniżała, a inne zawyżała. Robiła to na tyle sprytnie, że chociaż gmina była regularnie kontrolowana, to przez lata nikt nie wykrył nieprawidłowości. Po wewnętrznym audycie wójt zawiadomił śledczych. Postępowanie trwało trzy lata. Prowadzący je policjanci doliczyli się setek podejrzanych przelewów. Księgowa mogła oszukiwać, bo od 2003 r. miała pełną kontrolę nad finansami kasy. Nikt jej nie nadzorował. Ewa K. mogła więc bez przeszkód zajmować się „kreatywną księgowością”. Według biegłego, księgowa wpisywała pracownikom fikcyjne dodatki do pensji, np. wiejski czy mieszkaniowy.
Nadwyżki przelewała na rachunek pracownika w kasie zapomogowej jako spłatę fikcyjnej pożyczki. Później wypłacała pieniądze z rachunku kasy. Za każdym razem było to od 50 zł do 2 tys. zł. Ewa K. miała również zaniżać wkłady członkowskie do kasy zapomogowej. Potrącała pieniądze z wypłat dla nauczycieli i nagminnie udzielała fikcyjnych pożyczek z PKZP – ustalili śledczy.
Dowiedziono, że zdefraudowała ponad 200 tys. zł z rachunków 50 osób. Ewa K. wydawała pieniądze przede wszystkim na własne potrzeby. Podczas śledztwa odmówiła składania wyjaśnień.