Z miodem i imbirem. Najpierw marynowany, potem do pieca. A jaki dobry?
Na przykład łosoś z miodem i imbirem oraz Pan Staszek. Bo na przykład mój samochód już nie.
Robi mi niespodzianki w najmniej oczekiwanym momencie. I wtedy wystarczy zatelefonować do Pana Staszka i już. Właśnie teraz Pan Staszek reperuje mój samochód a ja myślę, jak zreperować duszę. Żeby nie było żadnych niespodzianek, zrobię łososia. Bo on się zawsze udaje Waldi.
Raz się tylko nie udał, Joli. Bo zamiast łososia kupiła flądrę, zamiast mięty dodała oregano a o miodzie zapomniała zupełnie. No i opowiadała później, że rodzinie nie smakował. Ale jeśli zrobisz to tak, jak Ci powiem, podbijesz serce niejedno.
Kawał łososia świeżego zalewasz takim oto sosem: starty na tarce korzeń imbiru, łyżka miodu, tyleż sosu sojowego, kieliszek wódki czystej, kawałki mięty może być suszonej, kilka ząbków czosnku i olej.
Niech postoi sobie przez noc w lodowce a później wrzucasz na 30 minut do piekarnika albo pieczesz na tacce na grillu (a sezon tuż tuż). I już.
Smacznego i niezawodnego życzę.