Elżbieta Raś przez 18 lat mieszkała w domku przy ulicy Jagiełki w Łęcznej. Miesiąc temu w asyście policji przeprowadzono ją do bloku socjalnego. – Tu wszędzie jest grzyb, wszyscy chorujemy – alarmuje kobieta.
– Tu się nie da mieszkać. Grzyb pod linoleum i na ścianach, odór fekaliów z rury kanalizacyjnej biegnącej po ścianie pokoju, po prostu koszmar. Zaraz po wprowadzeniu wnuk zapadł na zdrowiu, ja ledwo chodzę, a córka czeka na przeszczep wątroby – opowiada pani Elżbieta.
Domek przy Jagiełki miasto przydzieliło Elżbiecie Raś 18 lat temu. Z czasem sama go wyremontowała, na ile pozwalały skromne fundusze rodzinne.
– Nie zaprzeczam, miałam problemy z płatnościami, ale ostatnio wszystko uregulowałam. Poszłam do burmistrza i chciałam wykupić domek. Burmistrz nawet nie chciał ze mną rozmawiać – mówi Raś.
Jak się okazuje domek wraz z 3-arową działką był wyceniony na 18 tysięcy złotych. – Pierwsza rata wynosiła 5 tysięcy. Ja miałam tylko 2,5 tysiąca. Pewnie komuś bogatszemu chcą sprzedać mój domek, choć to ja mam prawo pierwokupu – dodaje kobieta.
Tymczasem zastępca burmistrza Łęcznej podaje inne przyczyny przeprowadzki. – Wyrok o eksmisji rodziny pani Raś z domku przy Jagiełki zapadł już w 2006 roku. Powód był jasny: fatalny stan techniczny budynku. Rzeczoznawcy nie pozwolili na dalszą eksploatację mieszkania. Przemarzały ściany, nie było wentylacji grawitacyjnej, a przede wszystkim 53-letni budynek był za niski. Izby miały poniżej 2,15 metra wysokości. To wszystko zmusiło nas do wyłączenia tego budynku z eksploatacji – tłumaczy Dariusz Kowalski i dodaje: Dom przy Jagiełki zostanie prawdopodobnie rozebrany. 3-arową działkę sprzedamy.
– Skoro już tam nie wrócę, to niech burmistrz da mi przyzwoite mieszkanie lub niech ten lokal porządnie wyremontuje. W takich warunkach nie można żyć. Cała rodzina choruje – alarmuje Elżbieta Raś.
– Mieszkanie socjalne, przed przekazaniem pani Raś, zostało przygotowane do użytku – zapewnia wiceburmistrz Kowalski. – Innego nie mamy. Nie więcej nie możemy zrobić.