Konkretnych kształtów nabierać idea budowy farmy wiatrowej na terenie gminy Puchaczów. Po roku pomiarów okazuje się, że wieje tu na tyle mocno, aby produkować ekologiczną energię. Wszyscy liczą na zyski.
– Od roku prowadzimy pomiary wiatru na naszej 90-metrowej wieżę. Wyniki są zadowalające, bo siła i róża wiatrów (wieloletnie meteorologiczne statystyki kierunków i prędkości wiatrów, występujących w różnych miejscach kuli ziemskiej – przyp. red.) spełniają wymagania siłowni wiatrowej. Jest to jednak dopiero początek drogi, aby w Puchaczowie powstała farma wiatrowa. Przed nami jeszcze skomplikowane kwestie związane z gminnym planem zagospodarowania przestrzennego, zezwoleniami ekologicznymi – mówi Jorge Hamorro z hiszpańskiej firmy Nueva Gestiol, inwestora farmy.
Wiatraki wymagają bardzo dużych działek. – Śmigło wiatraka ma rozpiętość 90 metrów, a zatem i działki, na których staną wiatraki muszą być odpowiednio duże. Niestety 90 działek, na których planowane jest posadowienie farmy wiatrowej należy do ponad 60 właścicieli. To wymaga negocjacji z właścicielami oraz zmian w planie zagospodarowania przestrzennego gminy. Właśnie bierzemy się za przygotowanie projektu zamian w planie – mówi Adam Grzesiuk, wójt gminy Puchaczów.
Farma wiatrowa to nie tylko przychody dla prywatnych właścicieli gruntów. – To także spore wpływy z podatków. Jest to około 2 proc. wartości inwestycji rocznie. Każda siłownia wiatrowa, to wydatek rzędu miliona euro. W sumie liczymy na roczny przychód z tego tytułu rzędu 300–400 tysięcy euro – kończy wójt Grzesiuk.