Trwają poszukiwania zwłok 36-latka zamordowanego w Ciechankach (pow. łęczyński). Mariusz Ś. zginął z rąk swojej dziewczyny oraz jej kochanka.
– Głównym motywem tej zbrodni była zazdrość – mówi Paweł Banach, szef Prokuratury Rejonowej w Lublinie, która bada okoliczności śmierci Mariusza Ś.
36-latek pracował Belgii. Był związany z mieszkającą w Ciechankach niedaleko Łęcznej Martą K. Przesyłał kobiecie pieniądze. Nie zdawał sobie sprawy, że 32-latka ma na miejscu innego partnera – 48-letniego Dariusza M.
– Kobieta była w układzie partnerskim z oboma mężczyznami – przyznaje prokurator Banach.
Z ustaleń śledczych wynika, że panowie wreszcie się o sobie dowiedzieli. Zdarzały się między nimi awantury. W nocy z 12 na 13 kwietnia Mariusz Ś. odwiedził dziewczynę. Nie wiedział, że zastawiono na niego pułapkę. Wieczorem Marta K. wyszła z nim na spacer w okolice tzw. placu buraczanego w Ciechankach. Tam czekał na nich Dariusz M.
– Udawał nietrzeźwego. Zbliżył się do pary, po czym uderzył 36-latka pięścią w twarz – wyjaśnia prokurator Banach.
Zaatakowany mężczyzna zaczął uciekać w kierunku lasu. Dariusz M. go dogonił, powalił na ziemię i zaczął bić. Marta K. podała mu pistolet śrutowy, z którego przynajmniej dwa razy strzelił w głowę 36-latka.
– Pistolet ten znaleziono w środę w rzece – dodaje prokurator Banach.
Ranny Mariusz Ś. przestał się bronić. Marta K. przytrzymała go, a jej kochanek sięgnął po nóż. Zadał 36-latkowi ciosy w mostek i w serce. Później napastnicy zaciągnęli ciało Mariusza Ś. do lasu i przykryli gałęziami. Poszli po samochód, w którym mieli już przygotowaną wcześniej plandekę. Zapakowali na nią zwłoki 36-latka.
– Jeździli wzdłuż Wieprza, szukając dogodnego miejsca do pozbycia się ciała – dodaje prokurator Banach.
Kiedy je znaleźli, rozebrali swoją ofiarę i wrzucili zwłoki do wody. Potem spalili ubrania Mariusza Ś. oraz własne. Chcieli w ten sposób zatrzeć ślady zbrodni. Śledczy znaleźli później w ognisku nóż, którym zadano śmiertelne ciosy. Zabezpieczono również wiele śladów w samochodzie napastników.
Marta K. i jej partner wpadli, bo kobieta sama zgłosiła się na policję. Zawiadomiła mundurowych, że Mariusz Ś. został porwany.
– Jej wyjaśnienia okazały się jednak na tyle niespójne, że policjanci nabrali podejrzeń. Po kolejnych pytaniach kobieta przyznała się do popełnienia zbrodni – wyjaśnia prokurator Banach.
32-latka dokładnie opisała śledczym, co wydarzyło się w nocy z 12 na 13 kwietnia. Jej 48-letni kochanek również składał obszerne wyjaśnienia. Przyznał się do zabójstwa. Obojgu grozi teraz dożywocie.