Oddział chirugii lubartowskiego SP ZOZ pozostaje zawieszony, po tym jak papierami rzuciła szóstka lekarzy. O swoim niezadowoleniu z powodu zmian rozważanych przez dyrekcję coraz głośniej mówią również ratownicy. Tymczasem finanse powiatowej placówki nadal straszą katastrofą z widmem zwolnień grupowych.
Lubartowski SP ZOZ, mimo poważnych problemów finansowych związanych z wysokim zadłużeniem i płynnością, w tym roku dużym wysiłkiem otworzył oddział ratunkowy. Na ten cel wydano ponad 15 mln zł. Niestety, po zaledwie kilku miesiącach pracy okazało się, że nowy SOR generuje ogromne koszty utrzymania. Różnica pomiędzy wpływami z NFZ, a wydatkami, jak przyznaje dyrektor Artur Szczupakowski, wynosi ok. 10 tys. zł dziennie, a więc ok. 300 tys. zł miesięcznie. Na domiar złego pojawiły się problemy z jego bieżącym funkcjonowaniem.
Lekarze na wylocie
Pacjenci wymagający intwerwencji chirurgicznej wożeni są obecnie do innych szpitali w okolicy, jak Parczew, Lublin, czy Łęczna. To skutek zawieszenia oddziału chirurgii, który 9 września przestał działać na skutek odejścia jego całego personelu lekarskiego, łącznie 6 osób. Lekarze "rzucili papierami" i poszli na urlopy, a z końcem września ich stosunek pracy z lubartowskim SP SOZ ulegnie rozwiązaniu.
Impulsem do takiego zachowania miało być polecenie dyrektora, by w razie konieczności wsparcia obsady SOR-u, lekarze schodzili z chirurgii na dół, na oddział ratunkowy. Chirurdzy uznali, że to oznacza de facto pełnienie dyżurów na dwóch oddziałach jednocześnie, co może budzić wątpliwości prawne. Niewykluczone, że mając propozycje pracy w innych placówkach postanowili zagrać va banque, by grożąc odejściem z Lubartowa, wymusić utrzymanie status quo. To się jednak nie udało. Zarządzający szpitalem nie zrewidowali swoich oczekiwań wobec nich i po prostu przyjęli złożone wypowiedzenia.
Rozmowy w toku
- Tak jak już mówiłem, jeśli ktoś odmawia pomocy pacjentom być może pomylił zawód i nie powinien być lekarzem. Postawa jaką zaprezentowali chirurdzy, świadczy o nich, a nie o mnie - mówi nam Artur Szczupakowski, dyrektor SP ZOZ w Lubartowie. Jak przyznaje, szpitala nie stać na zatrudnienie dodatkowych dyżurujących chirurgów tylko na SOR, a praktyka ją zaproponował lekarzom jest standardem w wielu placówkach w całym kraju.
Jak długo lubartowski szpital pozostanie bez chirurgii ogólnej oraz oddziałem ratunkowym działającym na przysłowiowe pół gwizdka? - Mam nadzieję, że taki stan potrwa nieco krócej, niż okres zawieszenia, jaki wskazaliśmy (koniec roku red.). Intensywnie poszukujemy nowych lekarzy chirurgów, prowadzimy rozmowy. O ich efektach poinformujemy mieszkańców powiatu w odpowiednim czasie - zapewnia dyrektor.
Ratownicy: Nie zasłużyliśmy na takie traktowanie
Warto wspomnieć, że to już kolejny taki przypadek w Lubartowie w ciągu ostatnich dwóch lat. Wiosną zeszłego roku informowaliśmy o odejściu z pracy poprzedniego zespołu chirurgów, którzy skorzystali z ofert od innych podmiotów medycznych. Wracając jednak do współczesności - w SP ZOZ o swojej sytuacji coraz głośniej opowiadają ratownicy. Część z nich sprzeciwia się reformie pogotowia, o której rozmawiał z nimi dyrektor.
- Pracownicy pogotowia są przymuszani do rozwiązania umów ze szpitalem w zamian za mglistą obietnicę zatrudnienia w nowej jednostce, która jeszcze nie powstała - tłumaczy w liście do naszej redakcji jeden z ratowników.
Obniżenie kosztów ma być możliwe dzięki zamianie umów o pracę na umowy cywilnoprawne, czyli tzw. kontrakty. Ratownicy twierdzą, że zostało im postawione ultimatum: przyjęcie nowych warunków albo zwolnienie z pracy. - Nie zasłużyliśmy na takie traktowanie. Rozumiemy, że zmiany i naprawa szpitala są potrzebne, ale my też jesteśmy ludźmi. Mamy na utrzymaniu rodziny, a przy tym wykonujemy niełatwą i potrzebną pracę - podkreślają ratownicy.
Najgorszy scenariusz nadal możliwy
Dyrektor zapewnia, że decyzja co do utworzenia wspomnianego podmiotu oraz zmian w umowach nie została jeszcze podjęta, a zasady zatrudnienia ratowników nie zmieniły się. Nie znaczy to jednak, że do zmian nie dojdzie, bo SP ZOZ jak wody potrzebuje ograniczenia kosztów oraz wyższych wpływów.
- Czekają nas bardzo trudne decyzje. Myślę, że wielu pracowników SP ZOZ nie zdaje sobie sprawy z tego, ile pracy wkładamy razem z moim zastępcą w to, by wynagrodzenia były wypłacane na czas. Ile determinacji potrzeba, by ten szpital nadal funkcjonował. Niestety może dojść do tego, że duża część załogi, od sprzątaczki po lekarza, straci pracę, ratując pozotałe miejsca pracy - mówi dyrektor Szczupakowski.
- Nasza sytuacja jest bardzo trudna. Nie zreformowano tego szpitala, gdy był na to najlepszy czas. Inne placówki w regionie nam odjechały, czego najlepszym przykładem są Puławy. Tamten szpital zwiększał kontrakt aż do 200 mln zł rocznie. Nasz tego nie robił i został na poziomie 80 mln zł, a mamy przecież 11 oddziałów i powinniśmy być placówką specjalistyczną. Poza tym mierzymy się z niską wyceną świadczeń i kolejnymi podwyżkami dla personelu, które są niszczycielskie dla finansów szpitala, a obiecywanego wsparcia z funduszy Krajowego Planu Odbudowy nie widać. Jeśli nic się nie zmieni i nikt nam nie pomoże to powiem tylko, że może ziścić się najgorszy scenariusz - nie ukrywa dyrektor lubartowskiego szpitala.