Spółdzielnia mieszkaniowa obciążyła mieszkańców rachunkami za wodę zużytą przez firmy remontowe.
W bloku jest 20 mieszkań. Niemal wszyscy mieszkańcy założyli wodomierze. Płacą za wodę i ścieki tyle ile pokaże urządzenie. Kilku rozlicza się ryczałtowo: płaci za zużycie 6 metrów sześciennych wody i ścieków na każdą osobę zamieszkałą w lokalu.
Okazało się, że mieszkańcy oprócz za to co zużyli, dostali obciążeni dodatkowymi rachunkami. Wodomierz główny, który mierzy wodę zużytą przez cały blok, pokazał, że było jej znacznie więcej niż to co naliczyły przez wodomierze i co ryczałtem regulowali lokatorzy w poszczególnych mieszkaniach. Nadwyżkę podzielono na wszystkich mieszkańców.
- Mam zapłacić ponad 100 zł, dopłaty mają też moi sąsiedzi – skarży się Jakub Wróblewski, mieszkaniec bloku. – Założyłem wodomierz, żeby rozliczać się dokładnie i płacić za to co zużyłem. Spółdzielnia sama zachęcała do tego a teraz każe płacić za wodę, z której nie korzystałem. A ponadto nalicza do tego ścieki.
- Zgodnie z prawem spółdzielczym każda nieruchomość musi być rozliczona na "zero” – mówi Jacek Tomasiak, prezes SM w Lubartowie. – Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej rozlicza blok według zużycia pokazanego przez wodomierz główny. Potem wszystkie koszty dzielone są na mieszkańców.
Według prezesa nadwyżka pokazana przez wodomierz główny wynika przede wszystkim z tego, że blok przy Cmentarnej 14 był remontowany a budowlańcy pobierali wodę.
- Po ostatnim rozliczeniu za wodę mieliśmy tylko kilkanaście skarg i dotyczyły właśnie bloków, w których były remonty – dodaje prezes. – To nieznaczna ilość, w 60–70 procentach bloków mieszkańcy mają zwracane pieniądze za wodę.
Spółdzielnia deklaruje, że po otrzymaniu faktur z firm remontowych obciąży je za pobraną wodę a potem rozliczy się z tego tytułu z mieszkańcami. Spółdzielcy otrzymają zwrot pieniędzy dopiero w grudniu, po kolejnym półrocznym rozliczeniu. Taki tryb postępowania spółdzielnia tłumaczy zapisami regulaminu.
- A czy nie można było najpierw rozliczyć się z firmą remontową a dopiero potem ustalać czy jesteśmy jeszcze coś winni za wodę – zastanawia się Jakub Wróblewski.