Rozmowa z Barbarą Drozdek, dyrektor Rodzinnego Domu Dziecka w Lublinie, laureatką naszego plebiscytu Kobieta Sukcesu 2017
• Kiedy powstał Rodzinny Dom Dziecka?
- Dom założyłam w grudniu 2006 r. razem z mężem. Wcześniej prowadziliśmy pogotowie rodzinne. To dla mnie był naturalny ruch, moi rodzice przez 30 lat prowadzili podobną placówkę. Zawsze wszystkich traktowali tak samo, dziećmi zajmowała się praktycznie cała rodzina.
• Jak wygląda u pani przeciętny dzień?
- Każdy mój dzień uzależniony jest od potrzeb dzieci. Wstajemy rano, szykujemy dzieci do szkoły lub przedszkola. Następnie jest chwila, żeby szybko zrobić zakupy i pozałatwiać sprawy urzędowe.
• Dużo tych spraw?
- Niestety, obowiązują nas te same procedury co zwykłe domy dziecka. Bardzo często pracownicy urzędów nie zdają sobie sprawy, jak to u nas wygląda, że działamy jak zwykła, wielodzietna rodzina. Dzwoni pani z urzędu i mówi: „Pani dyrektor, potrzebujemy tego i tego”, ja na to odpowiadam, że nie mogę, nie mam teraz czasu, a pani urzędnik: „to proszę wysłać kierowcę”. Aż śmiesznie to wygląda, bo na przykład akurat siedzę i obieram piąty kilogram ziemniaków na obiad. Z drugiej strony, nie ma się co dziwić urzędnikom, skoro sama ustawa „o pieczy zastępczej” stanowi, że nas dotyczą te same przepisy co wszystkie placówki. Zajmujemy się sprawami kancelaryjnymi, regulacjami związanymi z ochroną danych osobowych, mamy nawet zobowiązania wobec Archiwum Państwowego. Jako dyrektor placówki opiekuńczo-wychowawczej typu rodzinnego zbieram i prowadzę akta osobowego swojego męża, który jest wychowawcą. Czasem w żartach mówię do niego: nie fikaj, trzymam twoje akta.
• Jakiś odpoczynek?
- Oficjalnie pracuję 40 godzin tygodniowo i przysługuje mi urlop jak w każdej innej pracy, ale w rzeczywistości tego urlopu nie ma. Dziećmi trzeba się zajmować cały czas. Czasem słyszę, jak osoby, które mają jedno albo dwoje dzieci mówią, że nie dają rady, nie mają na nic czasu. Zapraszam do mnie, wtedy się dowiedzą jak dużo mają czasu.
• Jak wygląda przekazywanie dzieci pod pani opiekę?
- Dzieci przychodzą do nas od naturalnych rodziców, zwykle odbiera je kurator sądowy. Jeśli ich rodzice nie starają się zmienić na lepsze, sąd odbiera im prawa rodzicielskie. Następnie, gdy mają uregulowaną sytuację prawną, trafiają do rodzin zastępczych. Moim celem jest, by dzieci opuszczały nasz dom z dobrym bagażem doświadczeń i wydaje mi się, że zwykle tak jest. Wszystkie rodziny adopcyjne utrzymują z nami kontakt. Rodzice rozumieją, że pobyt u nas był dla dzieci bardzo ważny i ze względu na to nie urywają kontaktu. Tworzymy prawdziwą, naturalną rodzinę, różnica jest taka, że jedno dziecko odchodzi, a drugie się pojawia. Mimo wszystko lepiej, gdy dziecko trafi do rodziny adopcyjnej, tam będzie tym jednym jedynym, a u nas jednak tym jednym z ośmiu.
• Jakie ma pani marzenia?
- Moim marzeniem jest sytuacja, kiedy dzieci z uregulowaną sytuacją prawną opuszczają nasz dom i mają dobre doświadczenia. Na świętach u moich rodziców jest nawet 70 osób, dzieci to wszystko widzą i rozumieją, jak ważna jest rodzina. Dzięki temu nie są egoistyczne.
Iwona Sawulska II miejsce
Urodziła się w Lublinie, tu też chodziła do liceum. Po klasie fortepianu w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia zdała maturę i wyjechała na studia do Łodzi. Tam, na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej uzyskała doktorat wraz z habilitacją. Następnie swoje wykształcenie rozwijała na Studiach Podyplomowych na Wydziale Nauk Społecznych w zakresie Zarządzania Kapitałem Ludzkim.
Artystycznie zadebiutowała w Filharmonii Rzeszowskiej. Następnie współpracowała m.in. z Teatrem Muzycznym ROMA w Warszawie, Filharmonią Narodową w Warszawie czy Teatrem Muzycznym w Lublinie. Brała udział w Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Sakralnej Gaude Mater w Częstochowie czy Międzynarodowym Festiwalu im. J. Kiepury w Krynicy, w Wiedniu zaprezentowała recital pieśni słowiańskich. Współpracuje z uznanymi kompozytorami, m.in.: Andrzejem Nikodemowiczem, Stanisławem Moryto czy Miłoszem Aleksandrowiczem.
Teatrem Muzycznym w Lublinie zarządza od 2015 r. „Za wybitną działalność artystyczną oraz zaangażowanie na rzecz rozwoju i upowszechniania kultury muzycznej” została uhonorowana Medalem Prezydenta Miasta Lublin. Dwukrotnie też otrzymała Nagrodę Rektora KUL.
Halina Kobylarz III miejsce
Prezes Fundacji Lubelskiego Uniwersytetu Drugiego Wieku. LUDW to drugi po Warszawie uniwersytet tego typu, który powstał w kraju. Założony został 3 lata temu. W założeniu ma pełnić funkcję pomostu między edukacją w młodym wieku, a istniejącym już od lata Uniwersytetem Trzeciego Wieku.
- Uniwersytet rozwija się w dobrym kierunku, nieustannie przechodzi zmiany, rozwijamy sprawdzone formy zajęć - opowiada Halina Kobylarz. - W świecie, który tak dynamicznie się zmienia, dzisiejsi 50- i 60-latkowie mają pod górkę. Uznałam, że to pokolenie potrzebuje uzupełnienia wiedzy, której zabrakło z powodu dawnego systemu kształcenia.
W Lubelskim Uniwersytecie Drugiego Wieku stawia się nacisk na nowe technologie. Studenci mogą w ramach zajęć nauczyć się chociażby cyfrowej fotografii czy obsługi tabletów. Istotna jest również nauka języków obcych, m.in. włoskiego i angielskiego. Uczestnicy LUDW wspólnie chodzą do kina i teatru, organizowane są także koncerty okolicznościowe.
Joanna Chrzanowska-Dyduch, nagroda kapituły plebiscytu
Joanna Chrzanowska-Dyduch skończyła Zarządzanie i Marketing na UMCS. Następnie zrobiła studia podyplomowe z nowoczesnego zarządzania w gastronomii w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz z psychologii biznesu na Akademii Leona Koźmińskiego. 10 lat temu otworzyła hotel i restauracje Locomotiva.
Jej kolejny krok w biznesie to otwarcie oryginalnej gastronomii w budynku po dawnych sklepie meblowym Domar przy ul. Chopina 4a. Miejsce nawiązuje do historii najstarszego sklepu z meblami w Lublinie. Jego cechą szczególną jest możliwość zakupu odrestaurowanych mebli, znajdujących się w środku.
Gastrobar "Heban" został otwarty 16 marca, a w przyszłości nad restauracją powstanie hotel. Prywatnie jest matką trójki dzieci.