Trzy rodziny z podbiłgorajskiej wioski są terroryzowane przez sąsiada. Nie dosyć, że zdewastował im płoty, to jeszcze zerwał... dach z jednego z budynków. Tak przynajmniej twierdzi poszkodowana kobieta. Od 10 lat trwa spór między sąsiadami. Jego końca nie widać.
Konflikt zaczął się w 1991 roku. Do wsi przyjechał obcy. Tak tu niektórzy nazywają Bogusława P. Od początku nie mogli się z nim dogadać.
- Panie, przez tyle lat mieliśmy spokój, a teraz nie wiem, co mnie jutro czeka - płacze Rozalia Bednarz, starsza kobieta mieszkająca w sąsiedztwie państwa P. - Nie ma na niego silnych. Doszło do tego, że zerwał mi dach i uszkodził stodołę. Powodem konfliktu jest droga dojazdowa na posesję państwa P. Wytyczona zgodnie z dokumentacją - ma trzy metry szerokości. Według P. droga jest za wąska. A po obu jej stronach znajdują się domostwa sąsiadów. Wcześniej były również płoty. Ale zostały po nich tylko resztki.
- To on wszystko porozwalał - mówią sąsiedzi. Wąska droga ma około 100 metrów długości. Na końcu znajduje się wjazd na posesję do państwa P. Wokół panuje idealny porządek. Przy furtce domofon. Właściciel produkuje brykiety. Wcześniej handlował drzewem.
- Któregoś dnia patrzę, a on piłą spalinową tnie moje ogrodzenie - mówi wzburzony Ryszard Gorczyca. - Mówię do niego co ty robisz, oszalałeś? A on na to robię ci porządek na posesji. Ostatnio zażądał ode mnie, żebym zamurował jedno z okien wychodzących na drogę.
W październiku ubiegłego roku pani Bednarz straciła dach z jednego z budynków. - Podjechał ciężarową tatrą, którą wozi się drzewo, zaczepił liny i zrzucił dach - opowiadają sąsiedzi. - Uszkodził przy tym stodołę. Nie pierwszy raz. Nie wiemy, co znowu wymyśli.
Rodzina i znajomi pomogli zabezpieczyć dach. Nie na długo. Wkrótce znów został zerwany przez sąsiada.
Biłgorajscy policjanci dobrze znają pana P. Nie mają o nim najlepszego zdania. - Niejednokrotnie tam interweniowaliśmy - mówią. - Raz wjeżdżając wywrotką na swoją posesję specjalnie uszkodził sąsiadce konary drzewa. Starem rozwalił też sąsiadowi płot.
- Niech pan na nich uważa. Jak przyszli z PZU robić zdjęcia zerwanego dachu, to ich pogonił. Jeden to się nawet przewrócił - ostrzegli mnie sąsiedzi. Sprawdziłem w biłgorajskim PZU. - Tak, przypominam sobie - mówi jeden z rzeczoznawców. - Ci państwo byli bardzo agresywni. Jeden z pracowników uciekając wpadł do rowu z wodą. Bogusław P. nie pozostaje dłużny. Też oskarża sąsiadów. Twierdzi, że 90-letni Jan Obszyński zniszczył jego murowane ogrodzenie. - Jak się panu żyje z sąsiadem? - pytam staruszka. - Kiepsko, panie, kiepsko. Ciągle mu coś przeszkadza. - A płot sąsiadowi pan zniszczył? - pytam. - A co, zniszczony jest? - dziwi się.
Nie będę z panem rozmawiała - rzuciła na wstępie pani P. - Nie mam nic do powiedzenia. Ale po chwili wróciła z mężem. Rozmowa toczyła się przez cały czas przez furtkę. - To prawda, co sąsiedzi o panu mówią? - pytam. - Nie będę się tłumaczył. Powiem tylko, że to wszystko przez ludzką zawiść. Zazdroszczą mi pieniędzy i plotą, co im ślina na język przyniesie - rzucił, odwracając się. - Mąż jest na rencie. Muszę się nim opiekować. Zresztą mogę pokazać zwolnienie lekarskie - dodała żona. - Ale dach pan zerwał Bednarzowej? - Panie, tu się prowadzi działalność gospodarczą. Jeżdżą samochody ciężarowe. Może i któryś niechcąco uszkodził dach. - Ale on jest zupełnie zerwany - mówię. Bez odpowiedzi.
Prokuratura Rejonowa w Biłgoraju sporządziła akt oskarżenia przeciwko Bogusławowi P. Zarzuca mu kilkakrotne niszczenie dachu oraz ogrodzenia. Proces już się rozpoczął.