Były premier Libanu Rafik Hariri zginął w Bejrucie, gdy obok wiozącej go kolumny motorowej wybuchł samochód-pułapka. Eksplozja zabiła jeszcze co najmniej 12 innych osób.
60-letni Hariri, mahometanin-sunnita i biznesmen z miliardowym majątkiem, zrezygnował z kierowania libańskim rządem w październiku ubiegłego roku. W ostatnim czasie przyłączył się do wezwań opozycji, by Syria wycofała swe wojska z Libanu przed wyznaczonymi na maj wyborami powszechnymi.
Do zamachu przyznało się nieznane dotąd islamskie Ugrupowanie na rzecz Zwycięstwa i Świętej Wojny w Lewancie. Jego oświadczenie głosi, że egzekucja była karą za wspieranie reżimu Arabii Saudyjskiej.
Damaszek natychmiast potępił zamach na Haririego. Syria traktuje to jako akt terroryzmu, zbrodnię, mającą na celu zdestabilizowanie Libanu – oświadczył syryjski minister informacji Mahdi Dachlallah. Arabskiej telewizji satelitarnej Al-Dżazira powiedział, że jest to „czarny dzień” dla Syrii, Libanu i wszystkich Arabów.
Zamach na Haririego był najtragiczniejszym tego rodzaju aktem przemocy w Bejrucie od czasu zakończenia libańskiej wojny domowej w 1990 roku.
Według rankingu najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes”, majątek Haririego wynosił w 2003 r. 3,8 mld dolarów. Dorobił się on na działalności budowlano-inwestycyjnej w Arabii Saudyjskiej, gdzie przebywał przez około 20 lat. Urząd premiera Libanu objął w 1992 roku z zadaniem odbudowy po zniszczeniach wojny domowej prosperującego niegdyś państwa. Nadzieje, jakie Libańczycy wiązali z osobą Haririego, zostały jednak w znacznej mierze zniweczone przez korupcję i nieodpowiednie zarządzanie.
Mimo politycznych potknięć, przez większość kolejnych 12 lat trwał u steru rządów. Po raz ostatni powrócił na fotel premiera w 2000 roku, gdy na fali społecznego zniechęcenia kryzysem wygrał wybory jako osoba, bez której nie wyobrażano sobie ekonomicznej odnowy.