Lekarze ze szpitala w Opolu Lubelskim zażądali urlopu za pracę ponad unijny limit. Na głowę dwa lata wolnego. Dyrektor powziął chytry plan. Dał urlopy, ale bezpłatne.
- Musiałem jakoś rozwiązać ten problem - mówi nam Karol Stpiczyński, dyrektor szpitala. - Nie mogę dać komuś dwa lata płatnego urlopu. Jedynym efektem moich próśb o wycofanie się z tych chorych żądań było to, że złożyli pozwy do sądu.
Lekarzy zainspirowała precedensowa sprawa Czesława Misia, pediatry z Nowego Sącza. Domagał się on w sądzie urlopu za dyżury. Sąd w Krakowie, stosując się do unijnej dyrektywy zabraniającej pracy ponad 48 godzin tygodniowo, wydał orzeczenie po myśli lekarza. W marcu tego roku opolscy lekarze złożyli w tej sprawie podania w dyrekcji szpitala, a w maju poszli do Sądu Pracy w Puławach. - Nie będę chodził po sądach i się tłumaczył - mówi Stpiczyński. - Dlatego w lipcu, przed swoim urlopem, wyliczyłem każdemu z lekarzy ile przepracował ponad unijny limit, co do godziny i minuty. Dałem im wolne, średnio wyszło od połowy tego roku do marca 2009 roku. Zaznaczając, że w tym czasie wynagrodzenie im nie przysługuje.
Stpiczyński przekazał też, że zamierza ogłosić konkurs dla spółek lekarskich w całej Polsce na zabezpieczenie opieki w szpitalu. - Urlopowani lekarze mogliby się w nich zatrudnić, gdyby właściciele tych firm chcieli - dodaje.
Jadwiga Szubartowska, jeszcze do niedawna przewodnicząca Związku Zawodowego Lekarzy w tym szpitalu mówi, że zwolniła się 20 lipca, ponieważ nie mogła się dogadać z dyrektorem. - Źle zrobili, że się wycofali - komentuje. - Powinni poczekać do wyroku puławskiego sądu. Przecież krakowski sąd przyznał Misiowi płatny urlop. Ale widocznie zostali zastraszeni przez dyrektora.
- Na razie wycofali się tylko chirurdzy - mówi lekarz z oddziału wewnętrznego. - Podania innych leżą w dyrekcji.