Ani jeden uczeń z Lubelszczyzny nie otrzyma w tym roku obiadu z Polskiej Akcji Humanitarnej "Pajacyk”. Winne są szkoły, które przegapiły szansę na uzyskanie dodatkowych funduszy.
Takich dyrektorów szkół na Lubelszczyźnie jest znacznie więcej. I pewnie dlatego żaden z uczniów nie dostanie zupy, którą mógłby zjeść dzięki pieniądzom z Polskiej Akcji Humanitarnej. A było o co walczyć. W sumie PAH rozdawała prawie milion złotych.
Otrzymać dotację nie było trudno. Wystarczyło wypełnić zgłoszenie i wysłać je do Warszawy. Na taki wysiłek zdobyło się tylko czterech dyrektorów szkół z Lubelszczyzny. - Oczywiście, że próbowaliśmy. Dwoimy i się i troimy, by pozyskać jak najwięcej pieniędzy - zapewnia Małgorzata Futa, dyrektorka gimnazjum w Dołhobyczowie, która wysłała w tym roku zgłoszenie do PAH. - Niestety, tym razem nam się nie udało. Ale w drugim semestrze będziemy znów próbować.
Dlaczego nie wyszło? W PAH tłumaczą, że wystąpiły błędy proceduralne. - Wnioski nie były wypełnione kompletnie. Czasami brakowało jakiegoś numeru telefonu, czasami ktoś nie wpisał nazwiska - tłumaczy Justyna Stępień z PAH. - Dla nas to sygnał, że szkole aż tak bardzo nie zależy na otrzymaniu pomocy.
Z zainteresowania akcją "Pajacyk” wynika, że jest to prawda. - Szkoły chcą, żeby wszystko im podawać na tacy - mówi Stępień. - A o nas naprawdę sporo się mówi. Dziwne, że ktoś o nas nie słyszał.
PAH nie promuje biernych. Oprócz tego, że wypełni się wniosek o pomoc finansową, dyrektorzy mają pokazać co i jak robią, żeby w ich szkole było lepiej. - Na przykład, w szkole może powstać ogródek, a rodzice będą robić przetwory. Albo ktoś może dostarczać mąkę i w szkole można byłoby z niej coś gotować - wymieniają w PAH. - Chcemy wiedzieć, że dajemy pieniądze komuś, kto aktywnie podchodzi do życia.
W ubiegłym roku z pieniędzy "Pajacyka” skorzystały trzy szkoły. Dostały ok. 14 tys. złotych.