Do szukania teczek ofiar i donosicieli z listy Wildsteina lubelski IPN zaangażował połowę swoich archiwistów. A ściganiem tych, którzy zastraszali i porywali opozycjonistów zajmuje się... jeden prokurator. Właśnie zabrano mu ostatniego policjanta.
Zawiadomienie trafiło do prokuratora Andrzeja Witkowskiego z lubelskiego IPN. Prokurator prowadzi ogólnopolskie śledztwo, dotyczące związku przestępczego w byłym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, który zajmował się brutalną walką z opozycją.
- Mam przeciwko sobie
dobrze zorganizowaną grupę, która ma na swym koncie zabójstwa, porwania, pobicia, uprowadzenia ze szczególnym okrucieństwem działaczy podziemia - mówi prokurator Andrzej Witkowski z lubelskiego IPN.
Witkowski w walce z byłymi esbekami może jednak liczyć tylko na siebie. W 1991 roku, gdy ruszało śledztwo, pomagało mu pięciu policjantów i dwóch prokuratorów. Powstał tzw. raport komisji posła Rokity, który wyliczał ponad sto zbrodni popełnionych przez esbeków. Ale dokument trafił na półkę i przez lata nic się nie działo.
Witkowski wrócił do spraw z raportu Rokity przed trzema laty, po powstaniu IPN. Początkowo pomagało mu dwóch policjantów. Potem został jeden. Od stycznia Witkowski pracuje sam. Komenda Główna Policji zaproponowała, żeby to IPN płacił pensję funkcjonariuszowi. W lubelskim IPN twierdzą, że nie mają na to pieniędzy.
- Zwróciłem się z tą sprawą do kierownictwa IPN - twierdzi Andrzej Borys, dyrektor lubelskiego oddziału IPN. - To centrala dysponuje środkami i etatami.
Ale nawet przywrócenie policjanta niewiele zmieni. - Taką wielowątkową sprawę powinna prowadzić co najmniej kilkuosobowa grupa prokuratorów i policjantów - przekonuje Witkowski.
Do tej pory jednym z największych sukcesów Witkowskiego było doprowadzenie przed sąd w połowie lat 90. pięciu esbeków, w tym Grzegorza Piotrowskiego, zabójcy księdza Popiełuszki. Odpowiadali za uprowadzenie Janusza Krupskiego, wówczas doktoranta KUL.
- Jeszcze na początku lat 90. ci esbecy naprawdę się bali
- wspomina Krupski. - Ale już na swoim procesie w 1995 roku wyglądali na rozluźnionych i nie bardzo się przejmowali swoim procesem.
Prokurator Witkowski twierdzi, że za wcześnie jeszcze mówić, czy uda mu się ustalić, kim byli prześladowcy Lisowskiej. Tym bardziej że sam będzie zajmował się tą sprawą.
- Widać mało komu zależy, żeby ścigać za te zbrodnie - komentuje Lisowska.