W poprzedniej korespondencji sugerowaliśmy, że oskarżony o spowodowanie gigantycznego pożaru na nowojorskim Greeinpoincie, 59-letni mieszkaniec lubelskiego LSM-u może być niewinny. Dziś kolejny argument: lublinianin ma mocne alibi.
Podano pełne dane personalne rodaka, pokazano na ogromnych zdjęciach w "New York Times” prowadzonego w kajdankach. Telewizja i radio łamały sobie języki na jego polskim imieniu i nazwisku. Portretowano go jako idiotę, który pali pod dachem ognisko z opon samochodowych, aby na nim opalać kabel z izolacji, bo potrzeba mu miedzi... na wódkę. Po sprzedaniu złomu w cenie 1,25 dolara za funt.
Natychmiast zareagował pastor Krzysztof Steiner z United Methodist Church na Greenpoincie, u którego przytulisko mają polscy bezdomni i gdzie pomieszkiwał Leszek K. - To jakaś bzdura mówił nam. - Leszek 2 maja nie mógł nic podpalić na Greenpoincie, bo był 85 mil stąd, w Port Jarvis w trójkącie, gdzie stykają się granice stanowe Nowego Jorku, New Jersey i Pensylwanii. Spróbujcie wyjaśnić prawdę i dotrzeć do człowieka, który go zatrudniał...
Dotarliśmy.
- Kiedy zobaczyłem co oni wypisują w gazetach stuknąłem się w głowę i powiedziałem, że ktoś Leszkowi szyje buty. Przecież on do 11 maja był u mnie! - mówi Sarna. - Nie ruszył się na krok. Codziennie pracował z moim innymi pracownikami: Karolem, Ryśkiem i Romanem. 6 maja był na komunii mego syna Michała. Jest na zdjęciach, na wideo. Ludzie mogą potwierdzić, że był tu, a nie gdzieś na Greenpoincie. Zeznam to pod przysięgą!
Nasz rodak opowiedział nam, że lublinianin zajmował się ogólnymi pracami porządkowymi, m.in. grabił i palił liście, wykonywał drobne naprawy elektryczne, oporządzał konie. Podczas pobytu nie pił. Rewelacje te praktycznie dają Leszkowi K. alibi, które otworzy mu bramy więzienia na słynnej nowojorskiej Rickers Island.
Zadzwoniliśmy do Lublina, do żony Leszka K. - Hanny. Płakała ze szczęścia. Oto krótka rozmowa z tą kobietą, która przeżyła kilka dni piekła.
• Jaka jest reakcja rodziny na fakt, że mąż jest niewinny?
- Nigdy nie wierzyliśmy, że mógł dokonać podpalenia. Wiadomości podane przez amerykańskie media były absurdalne i wstrząsające. Powtarzały to za nimi polskie media. Rodzina znalazła się pod pręgierzem opinii publicznej. Wnuczka doznała szoku psychicznego. Córki płaczą bez przerwy. Jak można człowieka tak oskarżyć bez niezbitych dowodów? To ma być państwo prawa?! Tego nigdy nie spodziewaliśmy się po Ameryce!
• Co chcielibyście powiedzieć Leszkowi?
- Kochamy cię. Jesteśmy z tobą. Czekamy na ciebie.
• Ludziom, którzy pomogli w wyjaśnieniu sprawy?
- Bóg zapłać! Szczególnie dziękujemy pastorowi Krzysztofowi Steinerowi, który nigdy nie zwątpił w męża i twierdził, że go nie było 2 maja br. w Nowym Jorku. Zbigniewowi Sarnie z Port Jarvis, że nie wahał się dać świadectwa prawdzie, że mąż był u niego od Wielkanocy do 11 maja br. Przede wszystkim sprawiedliwym dziennikarzom z Daily News i waszej gazecie za śledztwo dziennikarskie, które ujawniło prawdę o niewinności męża oraz o tym, jak łatwo można być oskarżonym i zniszczonym przez media.
Z kolei mieszkający w Nowym Jorku Jerzy K., 11 lat młodszy brat aresztowanego, zwraca uwagę na inny aspekt: " Alibi, jakie daje bratu pan Sarna to przełom w sprawie. Jest to szanowany biznesmen, człowiek, który nie ma jakiegokolwiek powodu, aby kłamać na korzyść Leszka. Poza tym są też inni, którzy z nim pracowali. Nie wiem, jak wyglądało jego przyznanie na policji, ale po moich doświadczeniach z bratem i jego nałogiem wiem, że jest gotów pleść różne głupoty, aby tylko się od niego odczepić. Robił tak wielokrotnie ze mną, gdy usiłowałem wymóc na nim np. rzucenie picia i udanie się na leczenie”.
Jerzy K. ma zwrócić się do Konsulatu Generalnego RP w Nowym Jorku z pytaniem, czy o aresztowaniu brata polska placówka została powiadomiona przez NYPD i czy podjęto jakieś kroki w zakresie pomocy prawnej obywatelowi RP.
Konsul Tomasz Wiegomas (notabene po studiach w Lublinie) zapewnia, że pomoc rodakowi nie zostanie z całą pewnością odmówiona. Wyraża też zadowolenie z pozytywnego zwrotu w sprawie, która zwłaszcza po publikacji w "New York Times” i zaprezentowanej tam dramatycznej wersji zdarzeń z Leszkiem K. w roli głównej, wydawała się źle rokować.
Całe szczęście, że znaleźli się tacy, co nie do końca w to uwierzyli w wersję pierwotną.