Zalane pole, zniszczone uprawy i trudności w opuszczeniu gospodarstwa – z takim problemami borykają się państwo Bąkowie z Janowic koło Mełgwi. Twierdzą, że za ich problemy odpowiada gmina, która ich zdaniem zalewa jedno pole, by ratować inne.
Sądzili, że woda wsiąknie sama wsiąknie. Mieli też dużo spraw związanych z weselem, dlatego wtedy nie szukali pomocy. Ale woda szybko nie wsiąkła. – Zmarnowała się uprawa chmielu. W pole nie mogliśmy wjechać żadną maszyną – skarży się Jerzy Bąk. Ocenia straty na 10 tys. I na 5 tys. dlatego, że nie mógł dojeżdżać do pracy.
Drugi raz woda zalała pole pod koniec sierpnia. Państwo Bąkowie na pomoc wezwali strażaków. – Przyjechały cztery wozy z trzech jednostek. Wodę wypompowywaliśmy przez dwie godziny i nic nie ubyło. W końcu daliśmy sobie spokój. Stwierdziliśmy, że trzeba poczekać aż sama opadnie – tłumaczy Paweł Belniak z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Świdniku.
Tyle, że jest już połowa września a rozlewisko przed domem państwa Bąków nadal robi imponujące wrażenie. Winą za zalanie gospodarze obarczają gminę Mełgiew. Tłumaczą, że woda wylała się na ich pole, po tym jak robotnik na zlecenie urzędników przekopał przepust pod szosą. Wtedy woda, która gromadziła się pod drugiej stronie, wylała się na ich uprawy.
Gospodarz mieszkający po drugiej stronie drogi przyznaje, że prosił gminę o pomoc, bo przez wodę nie może gospodarować.
– Mam dwa hektary nieużytków z powodu wody wodę. Zgłosiłem to do gminy. Kazali mi odnowić rów, którym kiedyś płynęła woda, a potem przyjechał robotnik i przekopał przepust pod szosą – mówi Janusz Gajos. – Ale woda niestety nadal stoi na moim polu – przyznaje gospodarz.
Jerzy Bąk nie rozumie takiego postępowania. – Jak można zalewać jednych kosztem drugich? I dlaczego nikt nas nie ostrzegł o pracach? – pyta zdenerwowany.
Urzędnicy z gminy wypowiadają się w tej sprawie niechętnie i tłumaczą, że to wszystko przez deszcz.
– Pole państwa Bąków znajduje się w obniżeniu i dlatego gromadzi się tam woda. Nie wiem nic o pracach nad przepustem pod szosą – mówi Edward Mateńko, sekretarz gminy Mełgiew. A zastępca wójta dodaje. – Takich opadów jak w tym roku nie było u nas od kilkudziesięciu lat. A ludzie zaorali rowy melioracyjne i stąd podtopienia – tłumaczy Ryszard Podlodowski.
Urzędnicy zapewniają jednak, że pomogą zalanym, kopiąc nowy rów melioracyjny.
Państwo Bąkowie domagają się też zwolnienia z podatku rolnego za pole, którego nie mogli uprawiać z powodu podtopienia. – Decyzję w tej sprawie podejmie wójt. W tej chwili jest na urlopie – tłumaczy sekretarz gminy.